niedziela, 8 września 2013

Marzenia i cele

Zwykły, szary dzień. Prawdopodobnie listopadowy weekend. Za oknem jakoś +5 stopnii, pada lekki deszczyk. Ludzie chodzą nabuzowani, smutni i ogólnie widać jesienny armagedon. Ty siedzisz wygodnie w fotelu po wyrobieniu żmudnych 5 godzin na trenażerze, co kompletnie Cię wypompowało z jakichkolwiek sił witalnych. Z drugiej strony wiesz, że w listopadzie, oprócz irytowania się na wszystko możesz jeszcze pomodlić się za zmarłych. Nic więcej. Właśnie wtedy każdemu włącza się rozkmina mod. Każdy zamienia się w filozofa, myślącego nad sensem własnego życia. Tak jak codziennie pod prysznicem, tylko w bardziej okazałej wersji. Każdy zaczyna snuć dalekobieżne plany dotyczące każdej dziedziny ludzkiej egzystencji.

Na początek zawsze pod uwagę bierze się najbliższe czasy, patrz rok. Na wirtualnym kalendarzu wypisujesz wszystkie punkty, które w danym czasie chciałbyś zrealizować. Od wyjazdu na zgrupkę do Calpe, przez wygranie kilku ogórków, po mistrzostwa Polski i ewentualnie ich górską wersję. Dotyczy to każdej dyscypliny. Chcesz być szybszy, mocniejszy, większy akurat na daną datę. To są właśnie cele. Cele, których wypełnienie jest Twoim punktem honoru. Sam w sobie czujesz, że nie możesz dopuścić do jakiejkolwiek zmiany, bo popsuje to Twój idealny plan podbicia świata. Taka prawda. To jest właśnie pierwsza rzecz potrzebna do bycia kimś. Sam się motywujesz poprzez wyznaczenie sobie kilku celów. Doskonale wiesz, że to tylko początek, ale nie myślisz o czymkolwiek innym. Zajmujesz się tym. To właśnie Cię buduje. Starasz się dopiąć wszystko na ostatni guzik. To jest to, o co w tym wszystkim chodzi.





Przyjmijmy, że zakończyłeś część rozkimy dotyczącą najbliższych celów. Zaczyna się wtedy myślenie o czymś większym. O zdobyciu czegoś, czego pragnie się od lat. O czymś, co wydaje się być wewnętrzą utopią. Zaczyna się zwyczajnie marzyć. Marzyć o tym, co może uda się kiedyś tam osiągnąć, jeśli będziemy zaginać jak głupi. Marzyć o życiu z bajki napisanej przez samych siebie. To jest druga z części drogi do sukcesu. Marzenia prowadzą cele, a cele prowadzą nas. Tak to działa. Przyglądając się temu lepiej, można zauważyć, że dzięki marzeniom z czasów głębokiego dzieciństwa prowadzimy się przez całe życie tak, a nie inaczej. Wszystko ma jakiś sens. Każda sekunda spędzona na treningu, podczas jedzenia, picia, nawet spaceru po plaży, czy polu. Wszystko kreujemy sami. Tylko po to, by dostać się tam, gdzie widzieliśmy siebie w dziecięcych marzeniach. Z czasem cel takowe marzenie zżera, aż do momentu, kiedy zanikną wszystkie. Wówczas wszystko jest celem. Żeby jednak zajść tak daleko, trzeba zrobić po prostu wszystko, co tylko zapragnie dusza. Bez marzeń nie ma gry.





Niby to takie banalne, a jednak tak zawiłe. Wszystko to, o czym myślimy jest wynikiem długofalowej współpracy ze sobą, jaką wybraliśmy kiedyś. Co jest jej zakończeniem? Nasze ostatnie chwile. Zawsze znajdzie się coś, do czego będziemy dążyć. Czy będzie to osobista ambicja, czy może pomoc komuś z bliskich, gdy na nas będzie już za późno. Zawsze jednak pamiętaj o jednym. Żyj tak, aby podczas swoich ostatnich chwil nie żałować niczego i czuć się spełnionym. Niech ta myśl na zawsze pozostanie z Tobą.