niedziela, 28 września 2014

Kolarska tęcza z jednego Kwiatka

Przyszła właśnie ta niedziela, która miała być najważniejszą niedzielą dla polskiego kolarstwa w tej części sezonu. Ba, dla kadry narodowej, to właśnie był start docelowy. W końcu jedyny, w którym jedziemy jako kadra. Mistrzostwa Świata w Ponferradzie, od dzisiaj, najważniejsze mistrzostwa dla każdego, kto choć trochę jest związany z kolarstwem. Nasz Kwiato ogolił sobie czempionat jakby nigdy nic, zdobywając tęczową koszulkę. Równie ważną jak ta żółta z Tour de France, czy różowa z Giro d'Italia. 


Od kiedy tylko zacząłem interesować się kolarstwem, powtarzano mi, że już nigdy nie będziemy mieć tak znakomitych zawodników jak Szurkowski, Szozda, Halupczok mieć już nie będziemy. Ich wiele sukcesów w amatorskim peletonie nigdy nie podlegało wątpliwości, jednak teraz mamy kogoś, kto w wieku 24 lat jest już bardziej utytułowany od nich. Michał Kwiatkowski, jako pierwszy Polak w historii zdobył mistrzostwo świata zawodowców. Zrobił to, co nie udało się nigdy takim tuzom jak Cancellara, Valverde, Contador, Rebelin, Garzelli, etc. 


Wielkie zwycięstwo Michała to jedno, jednak jest też druga sprawa, która cieszy mnie równie mocno. Dzisiejszy wyścig w 100% należał do Polaków. Od początku, nasi chłopcy kontrolowali poczynania innych. Cały czas działali tak, aby wszystko poszło po ich myśli. Warto tutaj przytoczyć słowa Michała Podlaskiego: "Umierałem na tej trasie, ale wiedziałem, że mam po co. Jestem częścią najlepszej polskiej reprezentacji w historii". Trudno się z nim nie zgodzić. Obecnie, mamy jedną z najmocniejszych drużyn na świecie. Polacy zaczynają coraz śmielej poczynać sobie w najważniejszych wyścigach, czego przykładem jest dzisiejszy sukces. Oby tylko zostało to odpowiednio wykorzystane, podobnie jak skoki Adasia. 

Teraz pozostaje jednak tylko się cieszyć i oglądać powtórki. W końcu na jednym Kwiatku, przez cały rok, wymalowana będzie przepiękna tęcza.

wtorek, 9 września 2014

Sprzedałem się

Stało się. Również u mnie praca wygrała z życiem, w dużej mierze się jej oddałem. Teraz już nic nie zatrzyma następującego procesu. Liczy się tylko hajs, hajs i hajs. Przecież trzeba się ustawić na przyszłość, sami o tym doskonale wiecie. Może kiedyś dane mi będzie wozić się lambo, mieszkać w USA i tak dalej. Muszę się tylko dobrze nachapać. 


Od teraz moje życie się zmieniło. Nie obchodzą mnie górnolotne marzenia czy uczucia, ważna jest ilość mamony na koncie. W końcu tak to powinno wyglądać, prawda? Tak mi przynajmniej mówili. Wielu zawsze powtarzało mi, że tylko z wieloma zerami na rachunku jestem w stanie coś osiągnąć. Niezależnie od tego, czy takowy hajs jest mi potrzebny, ma on być w banku i koniec. Taka tam życiowa zasada. 


A co, jeśli powiem wam, że to ile masz peklu nie mówi o tym co w życiu osiągnąłeś? Co zrobisz, kiedy Ci powiem, że to od Twojego stylu życia zależy Twoja pozycja? Kaskę lubią tylko puste blachary spod wiejskiego klubu. Czyny są najważniejsze. 


Od kilku dni, pewna grupa osób non stop powtarza mi, że zapierdzielając 11 godzin dziennie najzwyczajniej się sprzedałem. W końcu od zawsze bębniłem o tym, iż bez pieniędzy da się żyć, że nie są one synonimem szczęścia etc. Wciąż utrzymuje to zdanie. Niestety niektórzy zwyczajnie nie rozumieją, że następnym poziomem w moim życiu są podróże, a na te podróże trochę grosza trzeba mieć. Tylko kretyn myśli, że praca staje się od tego ważniejsza. Niestety, wypadło tak, że traci trochę na tym to, co robiłem zawsze, ale coś za coś. Doba ma tylko 24 godziny i dwóch pieczeni na jednym ogniu póki co upiec nie mogę. Jedno jest pewne. Nie żyję po to, by pracować, a pracuje po to, by żyć. Jeśli myślisz inaczej, polecam wrócić na ławkę do kręcenia tego i owego ;)