piątek, 29 sierpnia 2014

Więzienie

Niestety, nawet na mnie przyszedł czas. Po wielu, bardzo wielu dniach wolności i życia zgodnie z tym, co siedzi w głowie, los wysłał mnie do roboty. Ha, niby to nic takiego. W końcu wpadnie parę groszy na jakiś wypad, będzie na okazyjny kebab ze znajomymi. Dla mnie bomba, ale nie w takich warunkach.


Jakiś czas temu, zastanawiając się nad wyborem, na "dzień dobry" skreśliłem wszystkie możliwości związane z dyganiem na taśmie. Wiadomo, w łatwy sposób można dostać w łeb, a z życia nie ma zupełnie nic. Niestety, trafiłem z deszczu pod rynnę. Każdy indywidualista, taki jak ja, z pewnością zrozumie o co chodzi. Po pierwsze, nie mam żadnej możliwości na jakiekolwiek spełnienie w dniu pracy. Nie da się zrobić zupełnie nić, poza bezużytecznym zapierdzielaniem. Po drugie, wszechobecna jest irytująca napinka, która w naszym cudownym kraju jest czymś zupełnie normalnym. No cóż, taki mamy klimat. Po trzecie, każda niżej postawiona osoba w "firmie" jest z reguły winna za wszystko. Yaaay, fantastico! Szkoda, że nie ma się z tym nic wspólnego.

Jest mi niezmiernie przykro, że dla 99% ludzi, to wszystko jest czymś zupełnie normalnym. Tak w końcu działa nasz świat. Sorry miśki, gówno prawda. Kilka ostatnich miesięcy zbyt wiele mnie nauczyło.Dzięki nim żyję ze świadomością, że live your dreams to nie tylko pusty slogan. Szkoda tylko, że jestem jednym z niewielu, dla których ważniejsze jest życie samo w sobie, a nie pierdyliard zer na koncie i białe lambo pod willą z basenem. 

Jedno mogę jednak wam obiecać. Jeśli wytrzymam w tym syfie miesiąc, po pierwszej sesji będziecie patrzeć na fotki z wyjazdu w okolice Rijeki. Teraz już nie odpuszczę. Peace. 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Paradoks polskiego kibica

Teraz to już pewne. Obie przebadane próbki wykazały obecność niedozwolonych środków w organizmie Patryka Dudka. Oczywiste jest więc to, iż zrobił on coś zakazanego, za co powinna czekać go kara. Moment, przecież on jest żużlowcem! W takim razie, zgodnie z myśleniem 90% społeczeństwa, powinien być bezwarunkowo uniewinniony. Taaa, jasne. Może jeszcze frytki do tego?


Prawda jest taka, że każdy zawodowy sportowiec jest zobowiązany do przestrzegania zasad dopingowych WADA. Duzers zakazane środki w organizmie miał i tego się nie zmieni. Badania to potwierdzają. Nie ważne, czy zażył je świadomie, czy nie. Zrobił to i koniec. Nie ma żadnego wytłumaczenia. Jeśli zarabiasz na życie kręcąc kółka na torze, musisz być świadomy, że w niektórych "suplementach" jest koks, za który możesz wylądować na kanapie na jakieś 2 latka. 


Najbardziej irytuje mnie jednak nieco inna kwestia, bardziej związana z fantastycznym myśleniem polskich kibiców. Przykładowo, przypomnijmy sobie jaka była reakcja społeczeństwa na informacje o koksie przeciętnego kolarza. Kolejny na koksie! Zamknąć go trzeba, dożywotnia dyskwalifikacja! Było tak, potwierdzone info. Podobnie sprawa miała się podczas afery z Alberto Contadorem i obecnością clenbuterolu w jego organizmie. Ilość koksu była tak śladowa, że według lekarzy mogła nawet przeszkadzać Hiszpanowi w jeździe. Nikt jednak się nie ugiął, a Bercik dostał dwuletniego bana. Warto także wspomnieć, że kolarze są kontrolowani zdecydowanie częściej. Dodatkowo, każdy z nich musi (!) posiadać paszport biologiczny, w którym zamieszczone są wszystkie jego średnie wyniki, od których niewielkie odchyły są przyjęte jako norma (m.in. po antybiotykach etc.). Wszelkie tabletki i inne tego typu lekarstwa muszą być zapisane w dokumentach drużyny. Co więcej, kolarze nie mogą używać strzykawek, które są w ekwipunku KAŻDEGO zawodowca. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie wszystkie odcinki z odnowy/przygotowań do meczu programu Krzyśka Ignaczaka. Jakoś trzeba uzupełnić aminokwasy.


Każda, nawet najmniejsza nieprawidłowość w badaniach u kolarzy kończy się banem. Masz w sobie koks - wakacje. Wyniki poza normą - wakacje. Warto w takich sytuacjach pamiętać, że każdy sportowiec jest taki sam. Jeśli chcemy mieć sprawiedliwość na tym świecie, musimy egzekwować prawo tak samo względem każdego. Lubię Partyka, jego styl jazdy, waleczność, oddanie speedwayowi. Niestety, może i przez jego niedopatrzenie, w ciałku miał trochę tego, czego nie powinien. Może i nie zdawał sobie z tego sprawy, ale przykoksił. Musi teraz ponieść konsekwencje. No ale co ja wiem o sporcie... ;)

środa, 20 sierpnia 2014

Dlaczego nie chcę mieszkać w wielkim mieście

Przyszedł czas na studia. Każdego to czeka, a przynajmniej większość. Naturalnie, zgodnie z zasadami, jak na studia, to do dużego miasta. Poznań, Wrocław, Warszawa, Kraków etc. Wszyscy zadowoleni są tym, że będą mogli żyć w świecie z perspektywami na ciepłe posadki, wyjazdy zagraniczne (delegacje), grube biby co weekend bla, bla, bla. No dobra, jeśli chcecie najbliższe 60 lat spędzić w ten sposób, to spoko. Mi to jednak niezbyt leży.


Ja jakoś tak mam, że wolę żyć po swojemu. Nie kręci mnie chlanie co piątek i leczenie kaca przez cały weekend. Nie kręci mnie też życie w środku miasta, skąd nie da się ruszyć nigdzie indziej, jak do galerii handlowej. Duże miasto to klatka, z której jedynym wyjściem jest wyjazd autem, bądź wylot samolotem. Przyjemności z życia codziennego nie ma praktycznie wcale. Rowerem nigdzie nie wyjedziesz, przejść możesz się jedynie po zasyfionych ulicach, nic więcej. 


Zdecydowanie bardziej pasuje mi opcja zamieszkania w miasteczku, które zapewniłoby mi możliwość wolnego życia, ale i pozwoliłyby na wykonywanie wyuczonego zawodu. Od urodzenia żyję w mieście liczącym około 70 kafli głów, jednak i mniejsze opcje mi jak najbardziej odpowiadają. Ba, mogłaby to nawet być wieś, ale z atrakcjami. Nie bez powodu od małego marzę o domku w Bourg d'Osains. Nie lubię być niewolnikiem własnych czterech ścian. Dom to miejsce w którym mam się czuć dobrze i przebywać wtedy, kiedy chcę. To mój cel.

środa, 6 sierpnia 2014

Wyloguj się, odpocznij

No dobra, byłem sobie w górach. Byłem sobie bez neta, większego kontaktu z kimkolwiek, taki odludek. Ba, było mi z tym świetnie. W czym jednak tkwi tajemnica? W tym, że w takich momentach życie zaczyna zwyczajnie być życiem. Zaczęło się filozoficznie, ale teraz trzeba przejść do sedna.


Było to tak. Jakoś 5 lipca wsiadłem w auto i kuna w góry. Jedynym moim sprzętem był telefon, z wiadomych przyczyn, w górach potrzebny. Wbiłem, ogarnąłem to i owo, żeby od poniedziałku być gotowym na czystej krwi rozpizdziel. Rano rower, potem Tour de France, wieczorem jakiś milutki chilloucik i sen o ogarniętej porze. Bez męczenia się przy fejsikach, naparzania w gierki etc. Najzwyczajniej w świecie przypomniałem sobie jak to chodzić spać kwadrans po jedenastej. Uwierzcie mi, piękne uczucie.


Żyłem sobie tak, że już w pierwszych dniach odwaliłem kilka przyjemnych misji. Zwiedziłem wszystkie okoliczne lokalsy, przejechałem góry wzdłuż i wszerz, nie czułem zmęczenia kręcąc po 3-4 godziny dziennie. Nic mi nie przeszkadzało, czułem powiązanie z naturą. Wszystko było piękniejsze, spokojniejsze, bardziej miłe i otwarte. Ba, nawet ludzie wydawali mi się jacyś serdeczni.

Nie było problemu ze snem, nie było problemu z kontaktami z innymi, nie było problemu z brakiem czasu na cokolwiek. Jeśli chciałem odpocząć, siadałem i odpoczywałem. Jeśli czułem potrzebę wymęczenia się, robiłem wszystko, żeby się wymęczyć. Jeśli chciałem zupełnie odciąć się od cywilizacji, leciałem z laczka w góry, gdzie nawet telefon wariował ze względu na strefę nadgraniczną. Ba, do tego jeszcze na szlaku ciężko było spotkać kogokolwiek. Miód malina.

To, że żyłem sobie bez żadnych zmartwień nie znaczy, że wszystko poszło cudownie i idealnie. Nic z tych rzeczy. Dwa razy w ciągu dwóch dni szlag mi trafił koło, przy czym raz musiałem iść boso 15 km, narażając się na promienie słońca i rozgrzany asfalt. Nie zmienia to jednak faktu, że za to wszystko kocham to miejsce. Jest boombap, to jest najważniejsze. Odpocząłem, wylogowałem się do życia. Pod koniec drugiego tygodnia strzeliłem sobie Świebodzin v2, a pod koniec trzeciego skręciłem roadtripa. Świat jest piękny.


Wiele osób powtarzało mi, że zamiast tam jechać, powinienem ogarnąć sobie jakąś robotę, zarobić hajs i wgl. Przecież ten i tamten robi tu i tam, zarabia tyle i tyle. Ja się pytam i co z tego? Mają hajs i co z nim zrobią? Przepalą, przepiją, przećpają, nic więcej. Ja wolę żyć po swojemu, zgodnie z tym, co mi w duszy gra. Nie bez powodu zgadzam się z maksymą Live Your Dreams. O tym jednak w najbliższej przyszłości. Teraz chcę przekazać jedno. Wyłączcie komputery, wyjdźcie z domu, dajcie sobie szansę na to, aby poczuć się szczęśliwymi tylko dlatego, że żyjecie.