niedziela, 29 grudnia 2013

Powrót


Wiem, że było wam beze mnie źle, więc w końcu zdecydowałem się wrócić i znów cieszyć was swoją obecnością! Dobra, starczy żartów. Najadłem się, odpocząłem, teraz czas na powrót do obowiązków. Zróbcie podobnie, mając jednak na uwadze, że już lada moment sylwester, a dzisiaj pierwszy z konkursów TCS. Póki co z tym was zostawię, a sam wybijam wytopić to, czym się zalałem przez ostatnie 7 dni :)

sobota, 21 grudnia 2013

Święta


Święta to czas rodzinnych spotkań, rozmów, uprzejmości, a także odpoczynku. Sam najbardziej chcę skorzystać z ostatniego punktu. Umożliwia mi to wyjazd, który nastąpi już jutrzejszego poranka. Spokojnie, nie będzie to koniec tegorocznych wpisów. Pamiętajcie jednak, że mam teraz tydzień kompletnego chilloutu i nie zawaham się z niego w pełni skorzystać. Nie jedzcie za dużo, nie wsiadajcie za kółko po kilku głębszych. Tyle ode mnie. Wesołych, elo!

czwartek, 19 grudnia 2013

Dopers suck


Niestety, wciąż pewien nieprzyjemny temat powraca z hukiem, mimo, że od kilku lat zaciekle się z nim walczy. Chodzi oczywiście o doping. Mimo milionów kontroli, coraz to nowych sposobów badań, zdecydowanie dokładniejszych analiz, cały czas doperzy są wśród nas. Nie chodzi mi tu już o samego Lance'a silnorękiego, czy choćby Aryjczyka Ullricha. Problemem są współcześni koksiarze, którzy śmigają na Aicarze. Tiernan-Locke, Di Luca, Santambrogio, Rogers... to tylko kilka nazwisk, które wpadły. WADA nie próżnuje i poszukuje dalej. Dobrze. Trzeba w końcu zaprowadzić porządek. Nie to jednak boli najbardziej...


Coraz bardziej denerwuje mnie tłumaczenie się z pozytywnych wyników testów. Rogers, który wydawało się wrócił do starej, mistrzowskiej formy, podobnie jak Bercik w 2010 r. wpadł na clenbuterolu. Jego linia obrony jest identyczna, jak ta dwukrotnego zwycięzcy TDF, czyli... zakażona krówka. Cóż, czyżby po raz kolejny wszystko miało się ciągnąć w nieskończoność? Właśnie przez takie sytuacje cały kolarski świat jest postrzegany jako gigantyczna koksownia. Biała koksownia. Co z tego, że jest zdecydowanie najwięcej testów, a % wyników pozytywnych jest niższy niż m.in. w LA. Każdemu właśnie kolarstwo kojarzy się z dopingiem. Ja chcę tylko zaznaczyć, że całe środowisko działa zgodnie pod jednym szyldem: Dopers suck. Tego wszyscy się trzymamy. Tak więc, na przyszłość, zanim nazwiesz kolarzy doperami, spójrz wcześniej na oficjalne statystyki World Anti Doping Agency.

niedziela, 15 grudnia 2013

Indywizualizm

No to zaczynamy temacik, który można śmiało określić jako kontrowersyjny. Pewnie wielu zarzuci mi egoizm, jednak zupełnie minie się to z prawdą. O co więc chodzi? Każdy z nas jest kimś innym. Indywidualizm to nie wada, a zaleta. Dlaczego? Tym razem w szczególności mogę oprzeć się na swoim życiu. Nie ważni są już inni, to moja własna historia.

Od lat rodzina powtarza mi, że od początku moich dni byłem samowystarczalny. Nie potrzebowałem nikogo obok siebie. Sam robiłem to co mi się podoba, co mnie jara. I tyle. Nic więcej. Po prostu od początku byłem sobą. Teraz jest to moim największym plusem. Dlaczego? Bo różnie się od tych wszystkich, których jedynym pomysłem na życie jest pogoń za hajsiwem i dostosowywanie się do sytuacji na świecie. Co mam ja, czego nie mają oni? Hmm... proste. Własne zdanie, marzenia, cele, osiągnięcia i przede wszystkim życie. Od małego gówniarza sam kombinowałem co mogę zrobić w najbliższym czasie. Nie prowadził mnie nikt. Dzięki temu odnajdę się w każdej sytuacji i poradzę sobie z każdym problemem. Jednocześnie mam przy sobie kogoś najważniejszego dla każdego. Samego siebie. Żyje w zgodzie ze sobą, co daje tylko dodatkowy ogień do wszystkiego co robię. Jaki jest tego efekt? Nie ważne co by się działo, nikt nie ma prawa ruszyć tego, co jest dla mnie ważne. Nikt nie ma prawa wpieprzać się w sprawy, w które nie powinien. To co robię, o co dbam, jakie mam plany to tylko i wyłącznie moje przemyślenia i poglądy. 

Każdy jest kowalem własnego losu. Dosłownie. Człowiek jako jednostka to coś więcej niż skarb. Każdy jest wyjątkowy. Każdy jest kimś. Wystarczy to odpowiednio wykorzystać. Niestety, żyjemy w wielkim gównie, gdzie hejtujące penerki, które leczą swoje kompleksy cisnąc po wszystkich prosach, budują atmosferę ogólnego pośpiechu i spiny. Szczerze na nich sram. Czy nie żyłoby się lepiej, gdyby władzę nad każdą dziedziną dawało się tym, których to jara i którzy żyją tym od małego? Wówczas mielibyśmy dookoła tłumy specjalistów, którzy tylko i wyłącznie spełniają samych siebie. Wyniki od razu idą w górę o kilka poziomów. Nikt z nas nic nie musi, my możemy. Zakończę jednym z najtrafniejszych cytatów:

A Ty stój tam gdzie stoisz, nie mów mi już nic więcej,
niczego mi nie zabronisz i tak zrobię to jak zechcę.
Pieprzę los, który kiedyś wywróżyli mi sceptyczni,
mam to co Ci nieliczni, siądźmy i policzmy.

Z tym was zostawię. Pokój.

czwartek, 12 grudnia 2013

Popularność

Wielokrotnie można spotkać się z klasycznym dla nas narzekaniem na wszystko. Są jednak tematy, w których niechęć jest jak najbardziej uzasadniona. Spójrzmy choćby na muzykę. Nie patrzy się na umiejętności, pomysł etc. Ważne, żeby piosenka miała jakiś chwytliwy rym i łatwo się sprzedała. Choćby taki Justin Bieber. Nic sobą nie reprezentuje, a jednak zbija kupę szmalu. Podobnie też jest w sporcie. Zdarzają się, ostatnio coraz częściej, przypadki, kiedy to jeden pros jest popularniejszy od drugiego, mimo, że umiejętnościami mu nie dorównuje. 



Jednym z najlepszych przykładów jest Piotrek Żyła. Mimo, iż jego umiejętności wciąż rosną, wciąż brakuje mu do najlepszych. Nie jest to jednak problemem dla ludzi, którzy uwielbiają go za osobowość i styl bycia, który szczególnie wyraźnie widoczny jest w jego każdej wypowiedzi. Sam darzę go ogromną sympatią. Nie zmienia to jednak faktu, że liderem naszej kadry i jednocześnie mistrzem świata jest Kamil Stoch. Zapomniany przez media i część kibiców. Momentami mi go szkoda. Bądź co bądź jest wielkim zawodnikiem, który jedno złoto na swoim koncie już ma. Wierzę też, że parę medali do swojego dorobku dorzuci. Co jest jednak przyczyną jego mniejszej popularności? Poukładanie i spokój. W odróżnieniu od Piotrka, Kamil jest człowiekiem, który zawsze wie co powiedzieć, każde zdanie musi porządnie przemyśleć. Wiewiór mówi za to to, co mu ślina na język przyniesie. Właśnie dzięki tej błyskotliwości stał się gwiazdą. Oby tylko równie dobrze wybijał się z progu.



Przykładów jest znacznie więcej, a to tylko jeden z nich, który najlepiej obrazuje to, o czym chciałem powiedzieć. Niejednokrotnie popularność nie oddaje pozycji w dyscyplinie. Nie chodzi tu jednak o sam fejm związany ze specjalizacją (wiadomo, że Sebastian Kawa będzie mniej znany od Roberta Kubicy), ale o przypadki, w których sporty są równie popularne, a wspomniany fejm nie jest w pełni zależny od skillsów. 

niedziela, 8 grudnia 2013

Pasja nie umiera

Dobra, dobra, może i przerwa się mała zrobiła, ale wszystko to ze względu na zbieranie cennych informacji do następnego odcinka. Mianowicie, o co chodzi? Wiadomo, przyszedł weekend, a z weekendem kolejne imprezy. Jeśli kolejne imprezy, to i setki prosów, którzy od lat śmigają w tym, w czym są najlepsi. Jak wiadomo, świat sportu należy do młodych, ale czy jest to regułą, której nie da się przeskoczyć?



Nic z tych rzeczy. W każdej z dyscyplin jest wciąż startująca legenda. Nie ważne czy to jeden z wielkich mistrzów, jak Ole Einar Bjoerndalen, czy jeden z symboli sportu. Spójrzmy na takiego Noriakiego Kasai. Od zawsze w czyimś cieniu. Najpierw Funaki i Harada, potem Ito, teraz Takeuchi. Mimo to, jest wielką legendą. Szanowany przez każdego, niesamowity zajawkowicz. Ponad 40 na karku, a on dalej robi swoje. Za jego starty nie płaci federacja, on robi to sam, a że jest na tyle dobry żeby łapać się do kadry i dalej skakać na wysokim poziomie to już tylko i wyłącznie jego zasługa. 



Podobnie sprawa ma się z Jensem Voigtem. Niby nigdy wielkich sukcesów nie odnosił, ale jest prawdziwą legendą. Nie chodzi tu tylko o jego ofensywny styl, ale i to, jak bardzo nakręca własną zajawką innych. Wszędzie lubiany przez swój sposób bycia i osobowość. Wielki człowiek, który robi to, co kocha. Po prostu dla siebie, dla satysfakcji i radości z życia. Nie bez powodu nie ma wśród zawodników żadnego wroga.

Jaki jednak z tego morał? Nie ważne jak daleko zajdziesz. Ważne, żeby robić to z uśmiechem na ustach. Bez spiny, na czystej zajawce. Właśnie w tym tkwi tajemnica sportowej długowieczności. Dawaj przykład, bądź mentorem, pokazuj co to znaczy robić coś z pasją. Na tym to wszystko polega.

środa, 4 grudnia 2013

Idź pod wiatr

Świat. Miejsce, gdzie się urodziliśmy, gdzie żyjemy, gdzie się rozwijamy, poznajemy innych, egzystujemy. Miejsce, w którym doświadczamy wszystkiego, czego tylko można. Z czasem nasze doświadczenie rośnie. Spotykamy się z coraz to nowymi sytuacjami i myślami. Zauważamy także, że ten piękny świat wcale nie działa tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. To on rozdaje karty. Niestety, najczęściej atakuje nas asami z każdej możliwej strony. Obrywa się nam najmocniej jak to tylko możliwe. Nie bez powodu mówi się, że do życia trzeba mieć jaja i twardą dupę.


Pewnie jak wielu z was mogło się już przekonać, główne cele bombardowań to uczucia, pasje i marzenia. W końcu to od nich zależy, czy nie padnie nasza stolica - szczęście. Nie o tym jednak chciałbym napisać. Sens tkwi w tym, aby się zwyczajnie przeciwstawić. Pójść pod wiatr, mimo, że dostajemy 50 m/s w pysk prosto z Syberii. Na pewno nie raz gleba spotka nasze twarze. Co z tego? mamy chyba nogi żeby się podnieść? Nawet jeśli nie, rozwińmy skrzydła. Każdy je ma, wystarczy uwierzyć. Mimo to, świat będzie wciąż nas atakował. Nie przestanie nawet w momencie, kiedy pierwsze 3 linie obrony wymienione wyżej padną. Prędzej czy później stanie się to. Naszym zadaniem jest je odbudować. Chyba, że jesteś słaby i zwyczajnie się poddasz. Wtedy jednak nie czytałbyś tego. Postaw się. Olej system i rób swoje. Jest chyba jakiś sens tych kilkudziesięciu lat na tym świecie? Nie przejmuj się innymi i całą paplaniną tłumu. To Ty kreujesz samego siebie, a oni tylko tworzą ten świat i starają Ci się pokrzyżować plany. Podniesiesz się. Podobnie jak Morgi, Kubica, czy Abidal.


Bang! Udało się. Powstałeś, odnalazłeś sens, odnalazłeś życie, odnalazłeś siebie. Czego chcieć więcej? Teraz jesteś na właściwej drodze. Pamiętaj jednak, zawsze możesz spotkać kogoś, komu nie będzie na rękę Twoje prawdziwe oblicze. 

niedziela, 1 grudnia 2013

Ciężkie chwile

Może i z lekka przymulę, ale czasem tak bywa, że do człowieka dochodzą najgorsze rzeczy związane z jego życiem. Niestety, nie da się od tego uciec. W głowie zasiada wszystko co najgorsze. W Twojej głowie. Nie da się tego wyłączyć, wyciszyć, ani od tego uciec. Trzeba się z tym zmierzyć. Tak po prostu, zwyczajnie stawić czoła. Trudne? Wiem. Co więc zrobić? Nie mam bladego pojęcia. Jedni przypomną sobie najlepsze chwile życia zaprzeczające głowie, inni wezmą kartkę i nakreślą to i owo. Postarają się znaleźć jakiekolwiek wyjście. Tylko to da im przetrwać. Co to jednak znaczy przetrwać. Poradzić sobie z problemem i znów iść do przodu niczym tur? Może tylko pogodzić się z tym wszystkim i jakoś prosperować? Nikt tego nigdy się nie dowie. Różnica między obiema sytuacjami jest tak naprawdę bardzo niewielka, wręcz nieodczuwalna. Szczególnie na początku. Wszystko staje się jasne z czasem. Albo jesteś w bagnie, albo z niego wyszedłeś. Taka sytuacja. Jednego jednak każdy z nas może być pewny. Łatwo nie było, nie jest i nie będzie. To jest życie, nie utopia, cokolwiek by ona dla nas znaczyła. 

Mimo wszystko, starajmy się być pozytywnie nastawieni. Najcięższą życiową walką jest ta z samym sobą. Właśnie teraz ją prowadzisz. Jednocześnie, tylko Ty możesz ją wygrać. Taki paradoks. Garda, ochraniacz na zęby i lecimy dalej. Z resztą, nie mamy wyjścia. Czas nigdy się nie zatrzyma. Ważne jest, żeby go dobrze wykorzystać. Zróbmy to. To jedyna szansa na życie, a nie egzystowanie.