Pieniądz. Kawałek metalu bądź papieru, który rządzi światem. Jakby tego było mało, teraz jest nawet niewidzialny. Coraz częściej zastanawiam się, czy nie dostaje siły bóstwa. Niestety, chyba się nie mylę. Wielu za hajs zrobiłoby wszystko. Takie czasy. Szkoda, bo ze sportu zaczyna twórzyć się komercyjne bagno. Szczególnie za sprawą pewnych panów w białych szatach, o właśnie takich:
Co z tego, że cały świat zakochany w kolarstwie wie swoje. Mianowicie, nawet skrócony i maksymalnie zbombardowany monument jest lepszy od Katarskiego szajsu. Najprostszy przykład, Mediolan - San Remo 2013. Ujemne temperatury, deszcz, zamarznięci kolarze. Co z tego. Monument to monument, prestiż 9999999999999 razy większy od szejkowskich ścierw. Szkoda tylko, że UCI leci za forsą i godzi się na coraz większą ilość wyścigów z wysoką kategorią na wschodzie, nie wspominając tutaj o Tour of Pekin.
Dlaczego akurat dzisiaj o tym wspominam? Od dawna mówiło się o problemach Euskaltelu. Wszyscy widzieli już koniec ekipy z ogromnymi tradycjami. Spekulowało się o kontraktach czołowych zawodników, historii itp. Na szczęście jednak Samu Sanchez odezwał się do swojego kumpla, Ferdka Alonso. Poprosił go o parę baniek, na utrzymanie ekipy. Co tam, dla niego przecież to nic. Stało się. Euskaltel przetrwa, lecz pod inną nazwą. Mimo to, tradycja zostaje podtrzymana. Props Fernando :]
Euskaltel pozostaje w peletonie
Pytania jednak pozostają. Mnie nurtuje jedno. Dlaczego nikt z decydentów nie patrzy na klimat, tradycję i siłę sportu, a jedynie na kasę? Euskaltel nie jest pierwszym przykładem upadku sportu. Odwoływane wyścigi, skracane etapówki, upadające kluby piłkarskie. To tylko kilka odmian problemu. Nie ma już drużyn, są tylko zlepki. Zlepki indywidualności dojących grube kokosy. Wystarczy spojrzeć na Manchester City czy AS Monaco, nie wspominając już o Paris Saint Germain. Modle się o to, aby nic nie osiągnęli, a na czoło niech wrócą kluby z krwi i kości. ManU, Olympique Lyon, Juventus itp. Co jeszcze mnie boli? Grajkowie również poddają się mocy pieniądza. Cały skład Man City, Falcao, Cavani, Ibra. Wszyscy polecieli za lepszą wypłatą. W moim mniemaniu nie są już piłkarzami. Sportowiec idzie tam, gdzie może spełnić marzenia, osiągnąć coś, być częścią czegoś wielkiego, ale wielkiego sportowo, nie finansowo. Takie jest moje skromne zdanie.
Ostatnio w naszym kraju poruszany jest inny temat komercji. Chodzi mi o czarny sport i ostatnie sytuacje związane z walką BSI i OneSport. "Cała" Polska bulwersuje się na słowa Ole Olsena, który neguje każde posunięcie OneSport. Dlaczego tak robi? Bo zwyczajnie ma mniej pieniędzy, a prowadzi najbardziej prestiżowy cykl żużlowy w historii. Mowa oczywiście o Grand Prix. Wielu narzeka na zbyt niskie nagrody, na miejsca, w których odbywa się cały cykl. Zupełnie nie wiem czemu. Taka mentalność, bo ktoś ma coś więcej niż my. Ma coś, co zawsze będzie najlepsze i największe, a cały podrobiony SEC może tylko czyścić buty lepszemu poprzednikowi. Po raz X ktoś myśli, że może więcej, bo ma pełen portfel. Nic bardziej mylnego. Karol Lejman i reszta jego "ekipy" powinna pogodzić się z tym, że sport to nie prowadzenie wielkiej korporacji, a uczucia i subtelność. Pieniądze nie grają tu roli. One są tylko dodatkiem. Osobiście trzymam kciuki za BSI i ich działania, niech OneSport wie, że jest tylko podróbką z mega nadmuchaną otoczką, ot co.
SEC to najgorszy pomysł ostatnich lat
Kto jednak posłucha kibiców, zawodników, miłośników. Przecież oni tylko dostarczają budżet poprzez kupowanie biletów etc. Smutne to, bardzo smutne. Chwała takim, jak władze Brytyjskiej Elite League. Czysty sport, jak najmniej komercji. Za to właśnie uwielbiam brytyjski speedway. Wszyscy inni zapomnieli już, że pieniądz jest dla człowieka, a nie człowiek dla pieniądza. Rozkmińcie to przed kolejnym treningiem. Spojrzcie na wydarzenia sprzed 10 - 15 lat. Jeśli nadal nie rozumiecie, to po prostu skończcie ze sportem. Against Modern Cycling, against modern speedway, against modern footbal.