wtorek, 3 września 2013

Co kochamy w sporcie cz. 1 - Miejsca

No to czas na mały cykl. Sedno wszystkiego. Serio, sporo jest czynników, które wpływają na piękno sportu. Sam się zdziwiłem myśląc nad tym wczorajszego wieczoru. Wyczaiłem też, że przyda się trochę sentymentów. Stwierdziłem więc, że zacznę od bardzo lekkiej części, często zależnej od charakteru człowieka. Każdy sport ma kilka miejsc, wokół których się kręci. Każdy sport ma kilka miejsc, które dla osób go uprawiających, bądź interesujących się nim, są jak Mekka dla ciapatych, czy Fatima dla Katolików. Co jednak tworzy całą otoczkę odpowiadającą za prestiż tychże lokacji?


Przede wszystkim przyroda. Bez niej, nie było by niczego. Piękna, spokoju, porządku. Ona odpowiedzialna jest za wszystko. Tylko ona działa na człowieka tak kojąco. Jest największym narkotykiem. Nie znam osoby, która źle czułaby się w lesie, górach, na skałach, plażach etc. Właśnie dzięki naturze, każdy z nas może odbudować swoją wewnętrzną siłę. Trochę wygląda to jak ładowanie many w tibii, ale czy nie jest to podobne odczucie? Odpowiedzcie sobie sami ;]



Jak tu nie kochać takich miejsc? - Passo Dello Stelvio, Włochy



Drugim czynnikiem, dotyczącym nie tylko sportu, jest historia. Każde miejsce na ziemi ma coś zapisane rękoma naszych przodków. Każde. Nie podlega to jakiejkolwiek polemice (nie mówię tu o drapaczach chmur z Kuala Lumpur itp.). Dla nas, Polaków, szczególnie ważny jest Grunwald, Częstochowa, Kraków itp. Identycznie sytuacja ma się z każdą dyscypliną sportu. Wszystko gdzieś się zaczęło. Stąd też tak ogromną wartość sentymentalną mają Olimpia, wzgórze Holmenkollen czy Silverstone. Tam ktoś dał początek temu, w czym teraz każdy z nas jest zakochany. Dziękujemy za to ile nam to przynosi radości...


Holmenkollen. Narciarze klasyczni wiedzą jakie ma ono znaczenie...



Na koniec to, co jest tak naprawdę najważniejsze. Nasze osobiste, wyjątkowe. Miejsca, którę sami kojarzymy z tym, co kochamy. Miejsca, w których najczęściej stawialiśmy pierwsze kroki, bądź osiągaliśmy największe sukcesy. Ewentualnie robiliśmy to co chcemy z ogromną radością. Te wewnętrzne miejsca kultu. Kultu tego, co robiliśmy, robimy i robić będziemy. Miejsca, które do końca naszych dni nastrajać nas będą na odpowiednią falę, tą przyjazną, radosną, taką, która od dzieciństwa po emeryturę się nie zmieni. Nikt nigdy nie będzie w stanie nam tego odebrać. Zwyczajnie nie ma jak. Choćby chciał nas zabić. Takie rzeczy pozostają w nas do końca, bo są schowane w sercu. Strzeżcie ich, bo są one waszym największym skarbem. Są czymś, do czego zawsze będziecie mogli się uciec podczas ciężkiego dnia.






Dla mnie takim miejscem są góry Sowie. Z wielu względów. Jakie jest Twoje? Nie mam prawa Cię nawet zapytać.