piątek, 27 czerwca 2014

Matura, czyli pozorne ukazanie wiedzy

No i boom, wyniki maturalne poszły w świat. Co ciekawe, w tym roku było wyjątkowo słabo. Praktycznie 1/3 maturzystów oblała, a cała reszta zanotowała wyniki zdecydowanie poniżej własnych oczekiwań. Sam też czuje znaczny niedosyt, jednak świadomość, że przy odrobinie szczęścia mogę kontynuować naukę wszędzie, daje mi jeszcze siłę do życia. Nie o to jednak mi dzisiaj chodzi. Czas najwyższy, aby pokazać, co w tym wszystkim jest najbardziej absurdalne. 


O ile w matmie czy fizyce wszystko musi być czarno na białym, o tyle wszelkie egzaminy humanistyczne są jednym wielkim chybił trafił. Każdy myśli tylko i wyłącznie o kluczu, o tym co MUSI tu wpisać, co będzie liczone do wyniku. No i przychodzi czas na napisanie pracy z polskiego, wypracowania z wosu, eseju z historii. Każdy coś nakreśli, ale nie ma pojęcia, czy cokolwiek będzie zapunktowane, mimo świadomości, że fakty są podane idealnie. Własne myślenie musi być praktycznie w 90% wyłączone, no spoko. Szkoda tylko, że zaczynając wakacje byłem szczęśliwy przede wszystkim dlatego, że mogę myśleć samodzielnie. No ale dobra, potrzebne jest społeczeństwo szkoły Pruskiej, takie jakiego chce władza. No cóż, nie bez powodu XIX wieczni Prusacy obniżali poziom nauczania, aby społeczeństwo za mądre nie było ;)


Myśleć już nie potrafimy, ok. Co dalej? Dalej to, czego każdy władca chce - władza absolutna. Nie chodzi mi tu o kompletny despotyzm, ale o ten pozorny, którego "gołym okiem" nie widać. Pierwszą niepokojącą opcję dostrzegło bardzo wielu tegorocznych absolwentów liceów i techników. Mianowicie, cała Polska mówiła o tym, że względem poziomu nauczania, tegoroczna matura była trudna tylko po to, aby udowodnić za rok słuszność wprowadzenia nowej podstawy programowej. Taki peszek. Druga opcja jest już oparta, niestety, tylko na naszej głupocie i bierności. Mianowicie, każdy z nas odbiera tylko nieduży świstek z wypisanym wynikiem ogólnym. Nikt (!) z nas nie ma prawa do wglądu we własne prace! Co to oznacza? A właśnie to, że podlegli pod władzę państwową egzaminatorzy mogą zrobić absolutnie wszystko (!). Może zalatuje tu trochę teorią a'la Macierewicz, ale czy można ufać ludziom, którzy, tak naprawdę, pracują dzięki grupie ludzi mówiących o tym, że Polacy to plebs? Można sobie wzajemnie ufać, ale są pewne sprawy, w których wszystko powinno być jasne i klarowne. Wystarczyłoby dać możliwość wglądu w arkusze. Wystarczyłoby mieć zasrany wgląd w pieprzone arkusze. Kto wie, może i ktoś w tym roku dzięki temu zostałby uratowany...

Nie uważam się za geniusza. Ba, czuje się człowiekiem o średnim IQ i wiedzy, ale jednego nie zniosę. Nikomu nie dam pluć mi w twarz. Niestety, Polacy to najbardziej bierny naród na świecie... Pamiętajcie, matura nie mówi o tym, czy potraficie myśleć. Matura pokazuje (przede wszystkim humanistyczna) na jakim poziomie myślenia zgodnie z wolą władzy jesteś. Teraz czas na włączenie własnego rozumowania. Liczę na Ciebie.

piątek, 20 czerwca 2014

Magia

Mundial trwa, wszyscy siedzą przed TV pochłonięci piłkarskim świętem. Ze mną jest podobnie, jednak z jednym, bardzo ważnym wyjątkiem. Mojej osobie, mistrzostwa w Brazylii przypomniały o czymś jeszcze - magii sportu i naszego życia. Wszystko zaczyna wyglądać dokładnie tak, jak w oczach 16 letniego chłopaka. Cieszy mnie to, w końcu o to chodzi.


W codziennym biegu często zapominamy o tym, za co kochamy życie. Zapominamy, dlaczego tak cudownie jest codziennie wstawać, widzieć słońce za oknem, jeść śniadanie, wyjść na spacer. Zapominamy jak cieszyć się tym, co daje nam los. Nie jest to dobry obrót sprawy, w końcu w ten sposób schodzimy ze ścieżki prowadzącej do pełni szczęścia. W końcu jest ono oparte właśnie na naszym podejściu do życia. Wszystko zależy od tego, jak sami się zachowujemy. 


Przez wiele lat byłem człowiekiem, który skryty odkrywał piękno świata. Każdy człowiek, który mi zaimponował był kimś więcej niż człowiekiem. Każde wydarzenie, jakie dane mi było przeżyć, w bardzo dużym stopniu zachowało się w mojej pamięci. Na wszystko patrzyłem zupełnie inaczej, ze wszystkiego potrafiłem czerpać dużo radości. Ba, każdy moment, w którym cokolwiek mi wyszło, dawał mi dodatkowego kopa motywacyjnego. Każda błaha sprawa potrafiła urosnąć do rangi życiowej, jeśli tylko była czymś, co mi się spodobało. Całe myślenie było bardzo pozytywne. Właśnie te momenty wspominam najlepiej. Walka Ghany w MŚ 2010, jazda Schlecka podczas TdF, awans Polonii do I ligi... Wszystko to budowało tak niesamowitą wewnętrzną atmosferę, której nie da się opisać słowami. Od poczucia bezpieczeństwa, po poczucie spełnienia. Taka sytuacja. 


Po pewnym czasie jednak, wszystko przybierało nieco innego kierunku. Przyszły "ważniejsze" dni w szkole, inne problemy, etc. Ze względu na społeczeństwo, ze skrytego człowieka zrobił się otwarty gość, który zamiast siedzieć spokojnie, musiał uczestniczyć w życiu towarzyskim. Wszystko szlag trafiał. W końcu trzeba gonić za tym, co się chce. Trzeba gonić za wszystkim, wszystko poprawiać bez zastanowienia. Trzeba łapać każdą sytuację, bez względu na to, czy przyniesie to korzyści, a właśnie tego się szuka. Jazda rowerem zmieniła się w pogoń za watami, kibicowanie Polonii w ocenianie, pasja w cholera wie co. Przecież każdy tak robi, tak powinno być. 

Na szczęście przyszedł brazylijski turniej. Wszystko zaczęło wracać do normy. Wszystko idzie tak, jak bym chciał. Mało prawdopodobne jest to, że każde wydarzenie, które z takim zainteresowaniem śledzę będzie równie niezwykłe jak kiedyś, ale widok błękitnego nieba zaraz po otwarciu oczu znów zaczął cieszyć. Użyłem swojego przykładu, aby uzmysłowić tym, co to jeszcze czytają, że skromność i pasja to dużo więcej niż wartości materialne. Szczęście to nie to co masz na sobie, ale to co masz wewnątrz. Wszystko siedzi w głowie. Najważniejsze, to dobrze czuć się z samym sobą. Najważniejsze, to mieć świadomość, że nic innego, poza tym co masz, nie jest Ci potrzebne do życia. Wielu powtarzało, że życie wymaga od nas odchodzenia od własnej drogi. W takim razie życie odbierało by samo siebie. Chodzi właśnie o to, aby życie miało swoją magię, a magia jest wytwarzana tylko i wyłącznie przez Ciebie samego. Ja do tego wracam, teraz czas na Ciebie.

czwartek, 12 czerwca 2014

Piłkarskie szaleństwo

Dobra, wiem, że nikogo tytuł nie zaskoczył, ale grzechem byłoby nie napisać choć paru zdań o rozpoczynających się dzisiaj Mistrzostwach Świata w piłce nożnej. Będzie to czwarty, świadomie przeze mnie oglądany czempionat globu w moim życiu. Wszystko rozpoczęło się w Korei i Japonii w 2002 roku, gdzie nasze orły, jak zawsze, odpadły w grupie. 


Z pewnością, dla każdego chłopa w moim wieku, po tym specyficznym turnieju, największym idolem został Ronaldo. Tak, ten prawdziwy Ronaldo, najlepszy strzelec w historii mundialu. Bez żelu, zbędnego symulowania, po prostu znakomity piłkarz. Co więcej pamiętam? Finał Brazylia - Niemcy. Mimo bardzo młodego wieku, niezbyt dużej wiedzy o samej piłce i świadomości wydarzenia, emocje były olbrzymie. Nie to jednak najbardziej zapadło mi w pamięć. Przede wszystkim, w mojej głowie zapisało się drukowanie wyników Korei. Sędziowie pozwalali im na wszystko.
Co było potem? Turniej w Niemczech. Biało-czerwoni, po raz kolejny awansowali do finałów. Drugi raz z rzędu nie wyszli też z grupy. Ważne jest jednak, że w ostatnim meczu grupowym z Kostaryką, Bartek Bosacki strzelił dwie bramki, dzięki czemu, w ciągu 90 minut, jest skuteczniejszy od Messiego i Krystyny ;) Nie to jednak zapadło w pamięć wszystkim kibicom. Dogrywka finału, Materazzi i Zidane zaczynają nerwowo rozmawiać, po czym Zizou sprzedaje Włochowi soczystego baranka. Przyznać też należy, że właśnie wtedy powstało też klasyczne stawianie autobusu, stosowane przez Marcello Lippiego i prowadzoną przez niego reprezentację. Dodatkowo, pamięta ktoś symulkę turnieju w wykonaniu Inzaghiego? 


W końcu przyszedł czas na Puchar Świata na czarnym lądzie. Był on w pewnym sensie magicznym wydarzeniem. Specyfika dźwięku wuwuzeli, połączona z ogólnym zachwytem nad tym, że udało się zorganizować doskonały turniej w RPA, dała obraz niezwykłego święta, które w niezwykły sposób działało na moją wyobraźnię. Fantastyczna gra Ghany, niezwykły turniej Forlana, defensywny geniusz Berta van Marwijka, luz w grze Hiszpanów, a jako dodatek genialna bramka Giovanniego van Bronckhorsta. Od tego czasu też ma ze mną na pieńku pewien jegomość o nazwisku Suarez. Zabawa w bramkarza w dogrywce ćwierćfinału z Ghaną była dla mnie wówczas największym dziadostwem. Tak, czy owak, był to niezapomniany turniej, który na lata będzie dla mnie najpiękniejszym wydarzeniem piłkarskim w życiu. 


Teraz przyszedł czas na kolejne ultra magiczne miejsce. Już za 38 minut rozpocznie się pierwszy mecz mistrzostw w Brazylii. Pomyślmy więc w ostatniej chwili, kto może odegrać znaczące role? Na gospodarzach ciąży ogromna presja, a młody zespół może sobie z tym nie poradzić. Małym czarnym koniem mogą być Chorwaci, którzy coraz pewniej radzą sobie na arenie międzynarodowej. O sile Hiszpanów, Niemców, Argentyny, czy Włochów nie trzeba przekonywać. Do tego groźni mogą być Ci, którzy od zawsze wymieniani są w gronie faworytów. Mowa oczywiście o Anglikach i Francuzach, którzy mogą sprawić niespodziankę. Podobnie sprawa ma się z Holendrami, którzy z pewnością będą chcieli poprawić wynik z poprzedniego mundialu. Kto może okazać się cichym pogromcą czempionów? Osobiście szczerze kibicuje Belgom, którzy po latach posuchy, mogą pokazać się z dobrej strony. Ambitny zespół z Edenem Hazardem na czele jest w stanie skopać cztery litery wszystkim. Równie bacznie przyglądać się będę poczynaniom Kolumbijczyków, którzy jednak mogą mieć utrudnione zadanie przez brak Radamela Falcao. Mało prawdopodobny wydaje się być dobry występ Ghany i Urugwaju, bowiem ich forma wydaje się pozostawiać wiele do życzenia. 


Co nam pozostaje? Delektować się pięknem futbolu, cudowną atmosferą, pięknymi bramkami, niezwykłymi meczami, ilością czystych, sportowych emocji. Zostało 19 minut. Zróbcie sobie kanapkę, zalejcie herbatę, ewentualnie otwórzcie piwko. Niech zacznie się spektakl!

niedziela, 8 czerwca 2014

Odświeżony GruSports

Wielu zarzucało mi już brak systematyczności, pomysłów etc. Sprawa wygląda jednak nieco inaczej. Wczoraj, dzięki mojej dobrej znajomej Monice, GruSports konkretnie zmienił swój layout. Od teraz wszystko wygląda schludniej, przyjemniej, wygodniej. Wam pozostaje tylko wchodzić tu dalej, czytać to, co wymyślę i nie klepać co zdanie bolesnych facepalmów. Enjoy!

PS: Jeszcze raz wielkie dzięki Monika! :)

środa, 4 czerwca 2014

Wielka Justyna

Tytuł już pewnie część zaskakuje, przynajmniej tych, którzy mnie znają nieco lepiej. Zgadza się, nie przepadam specjalnie za polską królową śniegu, jednak po dzisiejszych informacjach ujawnionych gazeta.pl muszę przyznać, że Justyna jest mega twardą babką. Nawet częściowe podnoszenie się z zaistniałej sytuacji to nie lada wyczyn. W końcu w samym środku życiowego rozpierdzielu udało się jej zdobyć złoto olimpijskie...


Stany depresyjne, poronienie, brak specjalnej perspektywy na przyszłość zważając na to, co dzieje się obecnie. W końcu coraz bliżej koniec kariery. Ona się jednak nie poddaje. Chce walczyć dalej, ba, wielokrotnie mówiła otwarcie o tym, że jeszcze sporo przed nią. Jeśli się jej to uda, wówczas będzie największą kobitą w historii. 


Kilka kryształowych kul, mistrzostwa świata i złota olimpijskie, w tym jedno teraz, w trakcie wielkich problemów. Wszystko to zbiera się na naprawdę niezwykle rozbudowany dorobek. Wielokrotnie miliony Polaków cieszyły się z jej sukcesów. Teraz to my możemy jej pomóc. Nawet głupie słowa otuchy podrzucane na skrzynkę mogą być czymś pozytywnym. W końcu przecież wszyscy, czy jesteśmy jej wielkimi fanami, czy nie, wierzymy w to, że pozostanie na szczycie i wszystko sobie poukłada.