Czas na to, co tygrysy lubią najbardziej. Bez zdrowej rywalizacji i walki do końca, sport nie miałby najmniejszego sensu. To właśnie ona jest sednem wszystkiego, o co się staramy, co nas tak naprawdę jara. Gdyby nie ona, to czy każdy z nas trenowałby do upadłego, bądź z tak wielkimi emocjami oglądał sport w TV? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Spoglądając na to inaczej, to absolutnie nic nie ma większego sensu bez choć odrobinki rywalizacji. To ona nas napędza, ona motywuje do działania, ona daje nam siłę do dalszej walki o lepsze jutro. Nie chodzi mi wcale o to znaczenie pospolite, ale lepsze jutro w każdej odmianie. Szczególnie jeśli chodzi o wyniki. Oczywiste. Ambicja jest też częścią rywalizacji. To właśnie walka z samym sobą i innymi pobudza nas do dodatkowego wysilku.
Bo sport kochamy za walkę
Jak to działa? Bardzo prosto. Każdy chce być numerem jeden. Każdy chce być liderem. Każdy chce być najlepszy. W tym jest całe sedno. Na tym polega całe życie, sportowe zwłaszcza. Nie ważne po co, dlaczego, po cholerę, jak. Zwyczajnie będziesz się zaginał jak głupi, tylko po to, żeby zgarnąć wygraną. Basta. Nic innego nie jest potrzebne do szczęścia. Każda taka victoria to jakieś +99 do ego. Dla faceta szczególnie ważnego. Tacy już zostaliśmy stworzeni :P. Działa to jak prawo dżungli. Najlepszy, najsilniejszy zgarnia wszystko, a reszta patrzy na niego z podziwem. Człowiek jest jednak niezwykle zwierzęcy...
Ten niepokonany...
Po raz kolejny powtórzę, bez rywalizacji nie byłoby sportu. Są to dwie rzeczy, które nie potrafią żyć bez siebie. To jest właśnie piękne. To jest to, co nas buduje na całe życie. Niby takie proste, a jednak tak wyjątkowe. Tak samo jak cały świat. Wszystko jest tajemnicą, a człowiek i jego schematy szczególnie.