piątek, 28 lutego 2014

W uszach zabrzmiał ryk silników

NARESZCIE! W końcu wrócił żużel! Znów można pójść na stadion, posiedzieć na nim kilka godzin i w spokoju pooglądać gości na motocyklach śmigających w lewo na paliwie zwanym metanolem. Wszystko tak naprawdę wydaje się być abstrakcyjne, ale jednak jakie jest piękne. Jako kibic z Piły miałem okazję JUŻ DZISIAJ przyjrzeć się jeździe niektórych zawodników. Żyć nie umierać. Szkoda tylko, że do sezonu jeszcze jakieś 1,5 miesiąca...


Czasem przesiadując w domu długimi, zimowymi wieczorami zdarza mi się zapominać jak piękny sport mam pod nosem. Wtedy jednak przychodzi dzień taki jak dzisiaj, kiedy to idę na stadion i wszystko wraca do normy. Nad trybunami unosi się ten specyficzny zapach, w nosie czuje się luźną nawierzchnię, głowa zaczyna pękać od ryku motocykli (choć nowe tłumiki znacznie przygasiły decybele), a serce bije mocniej i mocniej, i mocniej... Więcej nie napiszę, delektujcie się siłą własnych odczuć, wyobraźni i doświadczeń :)

wtorek, 25 lutego 2014

Media wciąż milczą

Jestem ciekaw ile osób wie o tym, jak wielkim zwycięstwem popisał się w ostatnim tygodniu Michał Kwiatkowski. Ba, gdyby nie mój obrazek na sportowybar.pl, pewnie nikt poza krajowym światkiem kolarskim by się nie dowiedział. Może to i smutne, ale niestety, tak jest. Czemu? Przykro mi to stwierdzić, ale trwająca od pewnego czasu nagonka na kolarstwo kompletnie zniszczyła jego obraz w społeczeństwie, a co za tym idzie, spadło zainteresowanie. Szkoda, bo nasi chłopcy osiągają bardzo wiele.


Uzupełniając, Kwiato wygrał wyścig Volta ao Algarve, pokonując takie tuzy kolarstwa jak Alberto Contador, czy Rui Costa. Jest to naprawdę wielki wyczyn, który bardzo dobrze rokuje na dalszą część sezonu. Co więcej, Michał ma już w tym roku 4 zwycięstwa na swoim koncie. Mimo to, w żadnych mediach nie słyszałem ani jednej wzmianki o jego wyczynie. Bardzo to przykre. Nasz kraj ma w końcu wielkie tradycje w tym sporcie. Jest jednak pewna sprawa, która ciągnie się od lat za jedną z największych dyscyplin na świecie. 


Nie bez powodu wrzuciłem zdjęcie Lance'a Armstronga. Jest on symbolem poprzedniej EPOki kolarstwa, opartej na niedozwolonych środkach zwanych dopingiem. Ten piękny spory był wówczas tak naszprycowany, że nie można było znaleźć czystego zawodnika. Na szczęście odpowiednie organy ścigania (mam tu na myśli WADA) zajęły się sprawą tworząc bardzo skuteczną siatkę badań, które są obecnie najczęstsze (!) wśród wszystkich dyscyplin olimpijskich. Co więcej, procent złapanych koksiarzy jest mniejszy niż w LA, piłce skopanej, czy tenisie (dane statystyczne WADA sprzed roku), gdzie kontroli jest znacznie mniej.
Mówiąc już o innych dyscyplinach, przypomina mi się sytuacja ze Zgorzelca. W styczniu, w szatni PGE Turowa znaleziono worki z krwią. Jakby tego było mało, udowodniono zawodnikom "zabawę" z krwią. Cóż, nie było jednak o tym głośno. Pomyślmy teraz, co by się działo, gdyby jeden z busów którejkolwiek grupy zawodowej kryłby w sobie takie skarby? Przykry brak obiektywności...

niedziela, 23 lutego 2014

Historyczne 2 tygodnie

To już jest koniec, nie ma już nic... Chciałoby się zaśpiewać znane wszystkim wersy piosenki Elektrycznych Gitar. Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi, w dniu dzisiejszym dobiegły końca. Czy możemy być zadowoleni z wyników naszych rodaków? Jak najbardziej! W końcu były to najlepsze zimowe Igrzyska w historii polskiego sportu! 6 medali, w tym 4 złote, 1 srebrny i 1 brązowy. Wynik, którego pozazdrościć może wiele nacji na świecie. 


Nasi bohaterowie ostatnich 16 dni? Kamil Stoch, Justyna Kowalczyk, Zbigniew Bródka, oraz drużyny panczenistów i panczenistek. Naszej rakiecie z Zębu poświęciłem już wiele, więc pozwolę sobie zająć się pozostałymi. Justyno, dziękujemy za to, że mimo tak ogromnego bólu i przeciwności losu dałaś radę! Zaryzykuję stwierdzenie, że była to najtwardsza kobieta całych Igrzysk. Zdobyć złoto ze złamaną nogą... Coś niezwykłego. Niestety, ból nie dał chociaż ukończyć naszej mistrzyni biegu na 30 km, który, bądź co bądź, sam w sobie jest pewną nagrodą. Abstrahując na chwilę od IO, ciekawi mnie, czy Justyna ma pojęcie o tym, jak jej osoba została wykorzystana przez lekarza orzekającego w jednym z naszych ukochanych ZUSów... 


Mimo wszystko, największymi bohaterami igrzysk są dla mnie łyżwiarze i łyżwiarki szybkie. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Mimo kompletnego braku jakiejkolwiek bazy treningowej, zdobyli wspólnie aż 3 krążki. Mało tego, najszybszy strażak na świecie Zbigniew Bródka, jako jedyny dał radę odebrać złoto Holendrom. Coś niezwykłego. Co do drużyn... Panie poprawiły się względem Vancouver o jedną pozycję, a panowie, gdyby nie półfinał z Holendrami, również mieliby srebro. Podsumowując, nie licząc pomarańczowych, byliśmy największą siłą w łyżwach szybkich w Soczi! Teraz jednak nie można tego zaprzepaścić. Skoro potrafimy zdobywać medale bez krytego toru w kraju, to co by było, gdyby on w końcu powstał? Strach się bać. Niestety, znając nasz kraj, absolutnie nic nie będzie w tym kierunku zrobione. Wystarczyłoby zaniechać budowę orlików, które i tak efektów nie przynoszą... Skoro mi wystarczały 2 drzewa i trzecie przybite jako poprzeczka, to innym nie starczy? Inwestujmy w to, co daje odpowiednie owoce.


Na koniec pozostaje pytanie, czy możemy być z kogoś niezadowoleni? W żadnym wypadku. Może pozostać lekki niedosyt po drużynówce skoczków (niestety, apetyty były), czy występach naszych biathlonistek, jednak nie można mówić tutaj o jakichkolwiek zawodach! Kochani, prosimy o więcej takich imprez! Już za 4 lata PeongChang. Idąc równo do przodu, powinniśmy wrócić z 8 medalami...

piątek, 21 lutego 2014

Faceci z jajami


Myślę, że niewielu z was kojarzy gości ze zdjęcia. Szkoda, bo ich historia jest jedną z bardziej kozackich jakie znam. Jak wiadomo, sponsor ich grupy, firma Novo Nordisk, zajmuje się produkcją leków na potrzeby diabetyków. Samo w sobie nie jest to niczym niezwykłym, jednak przejmując drużynę, władze ekipy, zgodnie z umową sponsorską, postanowiły zatrudniać jedynie kolarzy - cukrzyków. Ci, mimo wielu wyrzeczeń, jakie kosztuje ich sama choroba, potrafią utrzymywać odpowiednie kolarskie żywienie i trenować tyle, ile trzeba. Ba, w tym sezonie udało im się nawet zaliczyć kilka naprawdę dobrych rezultatów, a mamy przecież dopiero luty. Nie zmienia to jednak faktu, że tych kilkunastu mężczyzn to prawdziwi faceci z jajami. W końcu walczą nie tylko z rywalami. Pokazuje to tylko, jak wiele można zdziałać mimo przeciwnością losu. Nic nie jest niemożliwe. Graty panowie!

wtorek, 18 lutego 2014

Los atakuje z zaskoczenia

"Kolarz ekipy IAM Cycling - Kristoff Goddaert wczesnym popołudniem, podczas treningu został potrącony przez autobus. Zmarł na miejscu." Oto fragment wiadomości na stronie naszosie.pl, którą miałem okazję przed chwilą przeczytać. Reakcji każdy z was może się domyśleć. Od razu przyszli mi do głowy zawodnicy, których podobny los spotkał wcześniej. Tondo, Weylandt, Coyot... Po raz kolejny otworzył się najgorszy rozdział ze wszystkich możliwych.


Właśnie w takich chwilach, każdego nachodzi refleksja nad tym, jak mało brakuje za każdym razem, aby skończyło się to podobnie. Jak wiele każdego dnia ryzykujemy, jednocześnie mając tak wiele po prostu w sobie. Mówiąc wprost, każdego nachodzą myśli o jego własnym życiu. Czy to jest to, co chciałeś? Czy to jest to, o czym marzyłeś jako dziecko? To tylko podstawowe pytania. Jedno jest pewne. Oni zginęli będąc tam, gdzie chcieli. Szkoda, że tak tragicznie...


Zawsze najlepiej będę pamiętał Woutera. To jego wypadek wstrząsnął wszystkimi, przynajmniej w kolarskim świecie. Podczas zwykłego zjazdu, zwyczajnie się przewrócił. Już nie wstał. Kości nosa trafiły w mózg. Do dziś każdy pamięta dantejskie sceny na zboczach Passo del Bocco. Etap do Rapallo, wygrana Angela Vicioso. Sam Wouter niczego się nie spodziewał. Wystarczył maluteńki błąd i puff, życie się kończy. Okrutne...

Patrząc na te sytuację, nie można tak zwyczajnie nie doceniać życia. W końcu, jest ono wszystkim co mamy. Więcej już nie dam dzisiaj rady...

PS: WW108, wiem, że trzymasz się dzielnie.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od bohatera do zera, czyli atak cebulaków

Wiedziałem, że tak będzie. Wystarczył jeden konkurs, w którym rozbudzone apetyty polaków zostały nienasycone. Zaczęło się psioczenie, narzekanie, wyzywanie, oczernianie, etc. Ludzie, ogar! Wiadome było, że rywale są mocni. Wiadome było, że będzie bardzo ciężko o medalową pozycję. Wiadome było, że w tym sezonie jesteśmy czwartą siłą na świecie. Mimo wszystko, mamy przecież wielkiego Kamila, który nie może skoczyć nawet 0,5 metra bliżej od kogokolwiek, reszta to przecież zwycięzcy i zawodnicy z top 10 pucharu świata...


Ba, narzekanie na Kamila to jeszcze pikuś. Wystarczy popatrzeć na to, jak potraktowany został Pietrek Żyła. Chłopak, który przed Igrzyskami skakał na treningach w Wiśle i Szczyrku bardzo dobrze, czując to, czego się od niego oczekuje, po prostu się podpalił. Od Willingen widać było, że to nie jest ten spokojny Piotrek. Z resztą, najlepszym tego przykładem jest wyraz jego twarzy po drugim dzisiejszym skoku. Ktokolwiek pamięta tak napompowanego Żyłę? Ja na pewno nie. Czy ktoś widział smutnego Kamila w Soczi? Do dzisiaj wydawało się to niemożliwe. Oni też chcieli, po prostu nie wyszło. Kocur oddał 2 solidne skoki, Wiewiór zawalił pierwszy, Janek 2 razy strzelił to co potrafi, Kamil indywidualnie byłby dzisiaj 3. Czy to są złe wyniki? W żadnym wypadku. Mimo to 3/4 januszy, przez następne kilka dni będzie mówić o tym, że ten mógł tutaj skoczyć tyle dalej, a ten tutaj o tyle spóźnił na progu, a ten znowu z pozycją dojazdową kombinował. Niestety, przy sukcesie zawsze wyrasta grono znaffcuf sezonowców, którzy znają się najlepiej na wszystkim. Chłopaki, współczuje wam. Jednocześnie jestem z wami i wiem, że tworzycie coś, co jeszcze nie raz przysporzy nam ogromnie wiele radości, łez szczęścia i dumy. 

niedziela, 16 lutego 2014

Komercyjne odrzucenie


Igrzyska jeszcze trwają, ale tym razem trochę zmienimy dziedzinę. Mianowicie jest to swoista odezwa do fanów czarnego sportu. Jak pewnie każdy z was dobrze wie, jakiś czas z temu, od funkcji prowadzącej studio w nc+ odsunięta została Daria Kabała-Malarz. Niestety, po raz kolejny, przez brak głowy przełożonego, swoje ukochane stanowisko straciła jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci w polskim speedwayu. Jak jednak wiadome, po ubiegłym, średnim sezonie, jeśli chodzi o oglądalność, można przemówić do rozumu szefom połączonych sił canal+ i Ntv. Dlatego też, zostałem poproszony o pomoc w rozwinięciu znanej już akcji pod tytułem "Chcemy powrotu Darii Kabały-Malarz". Myślę, że wiecie co robić. Jeśli nie teraz, to nigdy. Pamiętajcie, jesteśmy w ciągłym kontakcie z samą bohaterką, więc każde wasze słowo może zostać jej przekazane. Do roboty!


sobota, 15 lutego 2014

Złota sobota

Może nie będzie to coś wyrafinowanego dnia 15.02.2014, ale sam też to muszę przekazać. Mamy 2 kolejne złota na IO w Soczi! Najpierw Zbigniew Bródka w niesamowitych okolicznościach zdobywa najcenniejszy medal, pokonując blond holendra o 0,003 sekundy, jednocześnie pisząc historię polskich łyżw szybkich. Sam pamiętam jeszcze biegi Pawła Zygmunta, który, jak dotąd, był najlepszym z polaków. Teraz już się to zmieniło i to w najlepszy z możliwych sposobów. Co do Kamila... Jeśli oddając najgorszy skok w Soczi nadal jesteś najlepszy, to musisz być mega kozakiem. Tak też jest. 2 złota podczas jednych igrzysk i szansa na trzeci medal w drużynie...Historia piszę się na naszych oczach! Nie chcę się już powtarzać, bo wiele umieściłem we wpisie po konkursie na skoczni normalnej. Teraz za to cieszmy się! Najlepsze Igrzyska w historii wciąż trwają!
PS: Srebro dla Noriakiego Kasai... Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Salamandra, jesteś wielki!!!


Wszystko jest możliwe

Jak pewnie zauważyliście, przez kilka dni byłem nieobecny. Dobrowolnie pozbawiłem się komputera, internetu i innych tego typu dóbr, tylko po to, aby nacieszyć się wyjazdem w góry. Tak, spontanicznie postanowiłem wybrać się w miejsce, gdzie zawsze można zaznać spokoju.


Czego potrzeba na taki wypad? Pomysłu i chęci. Po prostu wsiadasz w naszą cudowną kolej, nocujesz u bliskich/znajomych, ewentualnie znajdujesz jakiś tani pokój i cieszysz się tym, co chcesz. Po prostu rusz zadek.


Jeśli tylko będziesz chciał, możesz zrobić wszystko, a świat udostępni Ci co trzeba. Specjalnie dla mnie otworzyło się niebo, tylko po to, aby można było strzelić kozacką fotę.


Pewne jest też co innego. Nie ważne jak bardzo byś się o to "postarał", nic Ci się nie stanie. Możesz chodzić wśród chmur bez ciepłej herbaty, przemarznąć doszczętnie, wyniszczyć do końca kolano, a i tak po chwili wszystko jest w porządku. Wszystko dlatego, że robisz to co kochasz.


Jest też jeszcze jeden powód, dlaczego wszystko Ci się udaje. Odnalazłeś równowagę i spokój. Jesteś sobą, po prostu. Nie zaprzątasz swoich myśli niepotrzebnymi rzeczami. Po prostu żyjesz. Tak o, egzystujesz zgodnie ze swoimi poglądami. Nikt i nic Ci nie przeszkadza.


Nie jest to wcale ucieczka od codzienności. Sztuką jest tak poprowadzić życie codzienne, aby ono było podporządkowane Tobie, a nie Ty mu. W tym jest cała tajemnica tego, do czego dąży prawie każdy człowiek.


Wystarczy się odrobinę postarać, a wszystko może być na wyciągnięcie ręki. Skoro masz możliwość (którą masz zawsze), dlaczego siedzisz przed kompem i zamulasz na kwejkach czy innych demotach? Zrób coś ze swoim życiem, odpocznij, żyj. Nie bój się swoich marzeń i pragnień. 

niedziela, 9 lutego 2014

Odszedł król, niech żyje król!

Wielki dzień za nami. Kamil I Wielki Stoch został Mistrzem Olimpijskim na skoczni normalniej w Soczi! Z resztą, chyba już wszyscy o tym wiedzą, a połowa ludności w RP oglądała to live. Wielki zawodnik, wielka chwila, wielkie emocje... To co nie udało się Adamowi Małyszowi, wyszło jego następcy. Nie jest to jednak dzieło przypadku, a wieloletniej pracy. Tak to wyglądało z mojej perspektywy:

Jako pięciolatek zacząłem oglądać skoki w wykonaniu Adama Małysza. Był to osławiony Turniej Czterech Skoczni. Od tego momentu zaczęła się moja "przygoda" ze skokami. 2002 rok, ZIO w Salt Lake City. Wielkiemu Adamowi, złoto sprzed nosa sprząta Harry Potter, czyli Simi Ammann. Szwajcar wyskoczył wówczas z kapelusza, zabierając Orłowi z Wisły jedyny tytuł, którego brakowało mu, kiedy kończył karierę. Nikt jednak nie był zły. Srebro i brąz Adasia to przecież niezwykły wynik.


Kolejne Igrzyska, Turyn 2006. W polskich skokach pojawiła się nowa postać, Kamil Stoch. Cichutko, z tyłu stawki skakał sobie w spokoju młody chłopak, który marzył o medalach. Co jednak pamiętam przede wszystkim z Pragelato? Niezłe skoki Adama, wygraną Bystoela i prowadzenie Vasillieva po 1 serii, victorię Morgiego o 0,1 pkt nad Koflerem i w sumie na tym się kończy. Niewiele, ale zawsze coś. Ważniejsze jest jednak to, co przyszło później. MŚ w Sapporo i 11 oraz 13 miejsce Kamila, które już wtedy cieszyły mnie równie mocno, jak złoto Małysza. Wtedy też (po LGP 2007) powstał filmik o nadziejach polskich skoków, który stworzyłem wraz z moim kuzynem. Po dzisiejszych zawodach (7 miejsce Macieja Kota) w 100% utwierdziłem się, że miałem rację. 

2009 to 4 miejsce Stocha na MŚ w Libercu, przy słabych skokach Adama. W sumie, jakoś to przeszło bez większego echa. Rok 2010 to już IO w Vancouver. Niezwykłe IO. Wielki powrót Adama (2 srebra) i kolejne knock-outy Simiego Ammanna. Pamiętam także, że w obu konkursach układ podium był identyczny. Ammann, Małysz, Schilerenzauer. 


Sezon 2011, ostatni Adama Małysza, a pierwszy Kamila na szczycie. Właśnie wtedy odbyły się najlepsze, jak dla mnie, w historii mistrzostwa świata. Oslo miało swój klimat. Brąz Adama i 6 miejsce Kamila (odpowiednio duża/mała skocznia) były pierwszym znakiem tego, że rośnie nam nowy mistrz, a stary odchodzi godnie. Dodając do tego 3 wygrane Stocha, mamy komplet sezonu 2010/2011. 

Następny przystanek, Val di Fiemme. Świeże, jeszcze pachnące złoto na MŚ na dużej skoczni. po 10 latach od wielkich konkursów Małysza. Może nie było to wielkie KO, ale za to jak ważne. Mieliśmy już kolejnego mistrza świata.

Teraz przyszedł czas na Soczi. Kamil jest już zdecydowanie najlepszy na świecie. Udowodnił to dwoma niezwykłymi skokami. Rywale mogli tylko się przyglądać, jak frunie on na mniejszym obiekcie w Esto-Sadok. Wielu mówi o tym, że spełniło się jego największe marzenie. Nie tylko jego, moje również. Czekałem na złote igrzyska od początku. Doczekałem się tego w wykonaniu zawodnika, w którego wierzyłem od początku i od początku z nim byłem. Jako kibic. Wynagrodził mi to. Teraz czas na kolejne marzenie. Medal w drużynie. Jest to w zasięgu naszych chłopców. Stochi 2014, trwaj!


poniedziałek, 3 lutego 2014

CCC, czyli jak mając zawodników, przegrywać wyścigi.



Zaczęło się. Europa również się ściga. Na początek wybrzeże Etrusków oraz Marsylia. Szczególnie interesowała mnie potyczka prosów na południu Francji. Dlaczego? Swój pierwszy występ w 2014 roku odnotowała ekipa CCC Polsat Polkowice. Cóż, skończyło się jak zawsze. Na podjazdach, z tyłu widać było, co pewien czas, pomarańczową koszulkę, która w sposób niezwykle lekki spływała za peleton. Efekt? W czołówce tylko Davide Rebellin i Adrian Honkisz. Kto natomiast wygrał? Kenneth Vanbilsen. Zawodnik ten nigdy nie prezentował wygórowanego poziomu umiejętności. Młody belg w tym roku kończy 24 lata. Dla porównania, z dużymi stratami przyjechali: Maciej Paterski, Jacek Morajko, Branislau Samoilau. Czyja to wina? Czy po raz kolejny Cycki nie są odpowiednio przygotowane do sezonu? Może po prostu nie mają motywacji? To już nie pierwszy przypadek, kiedy zawodnicy polskiej drużyny zwyczajnie zawodzą. Przykład Tomka Marczyńskiego idealnie pokazał, jak wielki potencjał drzemie w naszych pupilach, jednak w Polsce nie jest on odpowiednio wykorzystywany. W końcu, w CCC nie pokazał on nic, a w Vacansoleil był zdolny do zajęcia 13 miejsca w Vuelta a Espana. Młodzież także nie rozwija się tak, jak choćby ta w Belgii czy Włoszech. Niestety, wciąż jesteśmy 100 lat za murzynami...

sobota, 1 lutego 2014

Nowa potęga


Bardziej udanego weekendu w polskich skokach nikt nie mógł sobie wyobrazić. Nie dość, że Kamil Stoch wygrał w Willingen, to dodatkowo Jakub Wolny został mistrzem świata juniorów, a nasza kadra młodzieżowa wywalczyła złoto w drużynie. Kilka dni chwały dla naszych skoczków. Osobiście jednak jestem pewny, że to tylko jedna z wielu takich chwil. Przyszłość może być naprawdę ciekawa z wielu powodów. 


Zaczęło się od pana, którego zdjęcie widnieje wyżej. Adam Małysz, król pierwszej dekady XXI wieku. Człowiek, na którego zwycięstwach sam się wychowałem. Kosmiczne skoki, gniecenie rywali, walka z Martinem Schmittem i Svenem Hannavaldem, 4 tytuły mistrza świata w tym 2 w Val di Fiemme w 2003 roku, wygrany turniej 4 skoczni w niezwykłym stylu. Od niego wszystko się zaczęło. Tłumy młodych chłopaków zaczęło zjeżdżać się na skocznie, trenować, marzyć o wielkim skakaniu. Rozpoczął się Lotos Cup, na którym odnaleziono wiele młodych talentów. Gdy nasz wielki czempion skończył karierę, nie pozostawił nas bez następców. Rolę lidera przejął Kamil Stoch, który wczoraj (już po północy) odniósł swoje 10 zwycięstwo w karierze. Nie muszę chyba też przypominać o jego tytule mistrza świata na dużej skoczni. Mamy kolejnego wielkiego zawodnika! 


To jednak nie koniec. Idzie kolejna fala wielkich. Piotr Żyła to tylko kozacki dodatek. Do drzwi czołówki bardzo pewnie dobijają się Maciek Kot i Janek Ziobro. Ten drugi ma już na swoim koncie wygraną w Engelbergu (z wyrównanym rekordem skoczni), jednak obaj mogą nas jeszcze nie raz zaskoczyć. Do tego dodając Dawida Kubackiego mamy mieszankę wybuchową. Gdyby tego było mało, jeszcze młodsi zawodnicy wchodzą całą ławą. Klimek Murańka, pierwszy lider pucharu świata Krzysiu Biegun, Kuba Wolny, Olek Zniszczoł i wielu, wielu innych. Coraz głośniej mówi się o polskiej szkole skoków, która przynosi coraz lepsze efekty. Nic jednak nie byłoby możliwe bez sztabu ludzi, który pracuje z naszymi chłopakami, a kieruje nim niejaki Łukasz Kruczek. Miło mi wspominać, że w momentach, w których znaczna większość żądała jego dymisji, ja byłem za nim, bo wiedziałem, że da radę. Dał. Teraz jest uznany za jednego z najlepszych trenerów na świecie. 


To dopiero początek. Początek wielkich chwil polskich skoków. Welcome to the new age!