poniedziałek, 30 września 2013

Kiedy jesteś świadkiem wielkich wydarzeń - podsumowanie polskiego, kolarskiego roku 2013

Oj działo się, działo. Aż miło się patrzyło. Szkoda, że to już pomału koniec. Poza Lombardią nie zostało nic. Nie mam nic przeciwko, aby tam ktoś wystrzelił, jednak nasi najwięksi raczej zaczynają już odpoczynek. W takim razie przyszedł czas na podsumowanie tegorocznych skalpów, a jest ich wiele. Nie było wyścigu, w którym nie zaskoczyłby któryś z biało - czerwonych. To tylko pokazuje, jak rozwija się nasze kolarstwo. Jakby tego było mało, znaczna większość polskich gwiazd to zawodnicy młodzi, którzy mają bardzo duże możliwości rozwoju.

Kto zrobił na mnie największe wrażenie? Ameryki z pewnością nie odkryje. Absolutnym królem jest dla mnie Michał Kwiatkowski. Flowerman, jak zwykli go nazywać mistrzowie mikrofonów z Eurosportu, od początku, do końca sezonu trzymał bardzo wysoki poziom jazdy. Rozpoczęło się już podczas Tour de San Luis. Koszulka lidera i dobra jazda w górach pokazywała wielki progres zawodnika z Działynia. Następnym przystanikiem była Volta a Algarve, gdzie przegrał wyścig z Tonym Martinem podczas czasówki. Żaden wstyd, wręcz geniusz, gdyż w pokonanym polu zostawił takich kozaków jak Uran czy Henao. Był to jednak początek wielkiego sezonu Kwiatka. Następny przystanek to znacznie bardziej cenione Tirreno - Adriatico. Nikt nie spodziewał się, że Michał mógł poczynić aż taki progres. Wjechanie wysokich gór przed takimi kozakami jak Contador... To już coś znaczyło. Po etapie na Prato di Tivo Maglia Blanca, a później heroiczna walka z El Pistolero o top 3 wyścigu... Coś niezwykłego. Co więcej, był to dopiero przedsmak wielkiej, polskiej wiosny. Nadeszły klasyki. Flandria. 100 km do mety. Atakuje... Kwiato. Później piękna walka, próba utrzymania koła Cancellary... gdyby nie atakował wcześniej, kto wie. Co więcej, 2 tygodnie później nadszedł czas na Ardeny. Najpierw 4 miejsce w Amstel Gold Race, później 5 na La Fleche Wallone... Mamy w końcu klasykowca pełną gębą. Tak przynajmniej się wydawało. Skoro potrafi tak dobrze wjeżdżać Cauberg czy Muur de Huy. Staruszka nie poszła już tak dobrze, jednak nikt o tym nie pamięta. 
Następny punkt programu, nie licząc Mistrzostwa Polski ze startu wspólnego, to genialne Tour de France. 10 dni w koszulce najlepszego młodzieżowca, którą przegrał z Nairo Quintaną. 2 razy 3 miejsce na etapie i ostatecznie 11 miejsce w klasyfikacji generalnej. Z top 10 wypadł na przedostatnim etapie. To już nie klasykowiec. To grand tourowiec, ten, który może przebić Zenona Jaskółę. Zrobił furorę nie tylko w Polsce, ale i całej Europie. Po genialnej wiośnie i takim Tourze, już wszyscy zaczęli się z nim liczyć. W końcu przyszedł czas na zasłużony odpoczynek, aż do GP Plouay, które już wcześniej przedstawiałem. Forma wracała, wszyscy czekali na Mistrzostwa Świata. Po drodze nieudany wypad do Kanady i 5 miejsce w GP Wallonie. Szkoda, że MŚ nie wyszły. Nie można jednak mieć żalu. Kwiato dał nam tyle chwil radości w tym sezonie, że możemy w spokoju patrzeć w przyszłość i oczekiwać roku 2014. Chapeau bas. 



Mimo wszystko, nie samym Kwiatkiem polskie kolarstwo stoi. Drugim z wielkich tego sezonu jest z pewnością Rafał Majka. Może nie był aż tak wystrzałowy jak młodszy kolega z reprezentacji, jednak pojechał kilka wyścigów fantastycznie. W szczególności jeden. W maju. Mowa rzecz jasna o Giro d'Italia i jego 7 miejscu w klasyfikacji generalnej. Pokazał wówczas, że jazda w górach nie jest mu obca. Nie bał się, walczył. Był tam, gdzie był potrzebny. Do tego 4 miejsce na legendarnym Galibier, przy padającym śniegu. Coś pięknego. Drugi sukces, to rzecz jasna 4 miejsce w Tour de Pologne. Co prawda, nie wygrał przez własne błędy taktyczne, jednak nasz narodowy tour był tylko rozgrzewką przed Vuelta Espana, gdzie Krakus wystartował po raz kolejny. w Hiszpanii wszystko szło dobrze, aż do etapu do Andory, gdzie przemarznięty Rafał stracił ponad 20 minut i pozycję w top 10 klasyfikacji generalnej. Na tym prawdopodobnie zakończył się, bądź co bądź, bardzo dobry sezon Majki. Nie wliczam już nieudanych mistrzostw świata.



Trzecia z gwiazd? Przemek Niemiec. Dlaczego? Świetna wiosna. Później o sobie dało znać zmęczenie. Mimo to, marzec i maj w wykonaniu doświadczonego zawodnika były naprawdę dobre. Co zrobiło największe wrażenie? 6 miejsce podczas Giro d'Italia. Co jak co, jest to znakomity wynik. Mało tego, Przemek w kilku sytuacjach pomagał Scarponiemu, co też przysporzyło mu około 1,5 minuty straty więcej. 
Co mam na myśli mówiąc marzec? Przede wszystkim 9 miejsce w Tirreno - Adriatico, gdzie został przyćmiony przez Kwiata, ale i 7 pozycja w Volta Catalunya. Są to bardzo dobre wyniki, które również przyczyniły się do wysokiej pozycji Polaków w rankingu UCI i możliwości wystawienia 9 kolarzy podczas mistrzostw świata. Szkoda tylko, że tak późno świat kolarski przekonał się do jego umiejętności prowadzenia drużyny...



Co jeszcze można zaobserwować? Pomału zamyka się rozdział z nazwiskiem Sylwestra Szmyda. Ten, który przez lata ciągnął to sam, teraz zaczyna schodzić ze sceny. Zasłużony, wielki, zapamiętany. Swoje robią Michał Gołaś, Maciek Paterski i Maciek Bodnar. Są tam gdzie trzeba, gdzie są potrzebni. Zawsze. To się ceni. Bartek Huzarski to klasa sama w sobie. Podium etapu Vuelty, kilka dobrych startów i przede wszystkim ucieczka we Florencji. Tomek Marczyński pokazał w ubiegłym roku, że potrafi. Szczególnie 13 miejscem w ostatnim z Grand Tourów. Pojawiają się także młodsi. Paweł Poljański, Łukasz Wiśniowski, Przemek Kasperkiewicz i Grzesiu Haba. Jest co szlifować, jest na kogo liczyć. Oby tylko szło to tak jak teraz, w tym kierunku. Kończę zbudowany i pełen nadziei. Dzięki chłopaki za 2013.