środa, 24 sierpnia 2016

Dlaczego zakochałem się w Oakleyach

Jak wiadomo, stylóweczka, to jedna z najważniejszych rzeczy w kolarskim światku. Składają się na nią praktycznie wszystkie elementy ubioru. Od stroju, przez kask, buty, skarpety po okulary. Te ostatnie, w moim mniemaniu, są jednak najważniejsze. Powodem jest możliwość wyrażenia własnego kolarskiego stylu.


Od zawsze byłem fanem amerykańskiej firmy. Wiadomo, w Oakleyach jeździ pół peletonu, lecz praktycznie każdy model, każde malowanie, wszystko inaczej leży na różnych twarzach. W moim życiu zdarzyło mi się już testować twory Authora, Uvexa czy Rudy Projekta. Muszę jednak przyznać, że dopiero po założeniu oakleyowych radarów, poczułem maksymalny komfort i poczułem, że nawet przyzwoicie w nich wyglądam (ta skromność ;) ). 


Bez wątpienia najważniejszy jest sam komfort jazdy. Można śmiało powiedzieć, że po 2 minutach zapomina się o tym, że ma się na nosie okulary. Dodatkowo każdy rodzaj soczewek, dobierany w zależności od pogody, idealnie spełnia swoją funkcję. Nigdy nie jest za ciemno czy za jasno. Co ważne, mają one także dodatkową zaletę. Jeśli tylko wybierałbyś się na porządną strzelaninę z czeczeńskim brodaczem, który wisi Ci hajs za handel rosyjskimi prostytutkami, możesz użyć ich jako ochrony dla oczu. Serio. Jest duże prawdopodobieństwo, że zatrzymałyby one porządnego headshota. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie materiały video. 


Oakley wymiata, polecam.


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Nikczemny plan podbicia świata

Oj dawno mnie tu nie było. Momentami aż zapominałem, że moje blogowe konto jest nadal aktywne. Kilka miesięcy od ostatniego wpisu było jednak niezwykle intensywne. Wiele się zmieniło. Zmieniłem się ja, zmieniło się otoczenie, zmienił się świat, w którym na co dzień egzystowałem. Teraz jednak przyznam - na lepsze.


Wszystko działo się w szalonym tempie. W zasadzie poza miejscem zamieszkania i grupą najbliższych przyjaciół, przetasowania dokonywały się wszędzie. Wiadomo, momentami było ciężko, momentami przyjemnie, a nawet zabawnie. Po raz kolejny jednak udowodniłem zarówno sobie jak i innym, że jedyną drogą do szczęścia jest bycie sobą. Co prawda przychodzą chwile, kiedy przez innych ludzi zaczynasz w to wątpić, lecz prędzej czy później zaczynasz ich po prostu omijać.


Mimo przeciwności, cały czas szedłem przed siebie wyznaczoną drogą, którą obrałem kilka lat temu, a wy ją dobrze znacie. Kolarsko - żużlowe życie jarało mnie coraz bardziej. Pojawiły się pierwsze wyścigi, rozmowy specjalizacyjne, plany rozkręcenia czegoś na własną rękę. Wokół mnie pojawiały się kolejne serdeczne osoby, z którymi odwalałem nieziemskie akcje, Z pewnością zapamiętam to do końca życia.


Jednocześnie jeszcze bardziej zżyłem się z najbliższymi. Choć wydawało się to niemożliwe, teraz znamy się lepiej niż kiedykolwiek. Co więcej, pojawiła się też osoba, przy której czuje się niesamowicie swobodnie. Być może złapałem Boga za nogi. Wierzę w to.


Świat znów jest mój, bez kitu. Ponownie odwiedzam piękne miejsca, chilluje pośród górskich łąk i lasów, zbieram doświadczenie w wymarzonym fachu i poznaje coraz większą liczbę niesamowitych ludzi związanych z moją branżą. W zasadzie wszystko wygląda tak, jak wyobrażałem to sobie kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Teraz już tylko czas na największe rzeczy, a nie mam zamiaru się zatrzymywać!