środa, 4 listopada 2015

Wierność

Niewygodnych tematów ciąg dalszy. Dziś pod lupę wezmę legendarną, sławną, niezwykle wszystkim bliską wierność.
Na początek chciałbym przypomnieć, czym sama wierność jest. Po zasięgnięciu opinii wielu literatów stwierdzam, iż jest to dobrowolne zobowiązanie do ciągłego trwania przy jednej z istotnych części swojego życia. Mogą to być poglądy, klub sportowy, kraj, osoba itd.



Spoglądając na otaczających mnie ludzi, doszedłem do jednego, niezmiernie negatywnego wniosku. Mianowicie, o ile przedmiotem wierności jest dobro transcendentne (przede wszystkim związane jedynie z osobistą myślą), wszystko wygląda imponująco. Problem zaczyna się w momencie, gdy sprawa zaczyna dotyczyć drugiego człowieka. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że my, jako istoty myślące, nadużywamy pojęcia wierności w stosunkach międzyludzkich.


Z przykrością patrzę na facebookowe zapewnienia ludzi podobnych mi wiekiem, iż będą swojej "drugiej połówce" wierni po wsze czasy. Mordeczki, zwolnijcie! Jesteście jeszcze cholernie młodzi i wiele może się wydarzyć. Rozumiem chęć zapewnienia swojego ukochanego/ukochanej o wielkości uczucia, jakim go/ją darzycie, ale zawsze miejcie na uwadze, że wiele może się wydarzyć. Prawdziwe wyznanie będzie miało miejsce dopiero na ślubie.



Błagam, nie róbmy z tegoż przepięknego określenia taniej prostytutki. Szczególnie w ostatnich latach można zauważyć, że w dużym stopniu go nadużywamy, przez co magia zaczęła ulatywać. Słowo wielokrotnie złamane przestaje mieć znaczenie. Pamiętajcie o tym.

niedziela, 1 listopada 2015

Trudny charakter

Był to chłodny, wrześniowy wieczór. Kompletnie nie wiedząc co mnie czeka, szedłem na spotkanie. Pierwszy raz to ktoś zaprosił mnie. Czuję, że życie nieśmiałego nastolatka może się zmienić. 



Długo rozmawiamy. Pierwszy raz widzę, że ktoś spoza drużyny moich przyjaciół z zaciekawieniem słucha mojego gadania. Dzieje się coś dziwnego. Mam wrażenie, że moja rozmówczyni najchętniej czytałaby mi w myślach. Nagle przychodzi pocałunek. Boże, co to znaczy? Czy ktoś naprawdę jest mną zainteresowany?
Tak to się zaczęło. Pierwsza miłość. Zaślepiony własnym szczęściem nie zauważam, że jestem dobry... w wyciąganiu innych z bagna. Później? Byłem już niepotrzebny. Wszystko umarło dość szybko.



Od tamtej pory wiem, że nie jestem człowiekiem pasującym do tego społeczeństwa. W wielu przypadkach inaczej odbieram rzeczywistość. W szczególności nauczył mnie tego ostatni związek. Mając wrażenie, że stanęła przede mną osoba, która jest mną zainteresowana, postanowiłem spróbować. Nauczony poprzednimi doświadczeniami, zdecydowałem się nie wyrzucać z siebie wszystkiego. Do czasu wszystko było ok. Nadszedł jednak taki dzień, w którym usłyszałem kilka słów, które doszczętnie mnie dobiły. Nie byłem taki, jaki być powinienem. Nie robiłem tego, czego się ode mnie wymagało. Nie chciano mnie, a kogoś, kim mógłbym być. Mimo to postanowiłem być wierny (temu poświęcę oddzielny tekst). Jak się to skończyło? Znacie odpowiedź.



Los po raz kolejny dał mi srogą lekcję życia. Jak zawsze wycofany Gru znów musi się pogodzić z samotnością. Wydaje mi się, że na stałe. To, co czyni mnie mną, dla wielu jest problemem. Marzy mi się spotkanie kogoś, kto w pełni mnie zaakceptuje, lecz wiem, że to niemożliwe. Nie działam jak inni. Zamiast poklepywać po plecach, wolę poszukać rozwiązania. Zamiast obdarowywać pustymi darami, wolę oddać część siebie - pasje, marzenia, codzienność, nazwisko. Szkoda tylko, że nikt tego nie kupuje. Ludzi bowiem nie interesuje to jaki jesteś, a jak się wobec nich zachowujesz. Dużo lepiej wyjdziesz na zakładaniu masek niż byciu sobą. Nikt nie będzie chciał Cię poznać, jeśli szybko sam się nie odkryjesz. Równie szybko przestanie się liczyć to kim jesteś, a zacznie to, kim nie. Odkrywców już nie ma i pewnie nie będzie. Może i lepiej? Może wygramy tym, że nie oddamy się osobie, która nie akceptuje naszego kodeksu? Im w tłumie jest dobrze, a my? Mamy siebie samych. Co prawda, tak jak już wspomniałem, mi też marzy się spotkać kogoś, kto będzie potrafił mnie rozczytać. Mimo wszystko na to nie liczę. Zbyt dobrze poznałem ludzi. Chyba jestem stworzony do samotnego przechodzenia przez życie.