sobota, 15 października 2016

Chcę więcej

Październik za każdym razem zmusza mnie do przemyśleń nad sobą. Nad tym jak żyję, nad tym jak myślę, nad tym co robię. Wielokrotnie już spoglądając w przeszłość, dochodziłem do wniosku, że poszedłem do przodu, ale nadal wiele jest do poprawy. Nie inaczej jest tym razem.



Jak dobrze pamiętacie, wiele się zmieniło. Część na lepsze, część na gorsze. Ja jednak pozostałem taki sam. Przynajmniej taką mam nadzieję. Doskonale wiem co chcę poprawić, aby wszystko wychodziło jeszcze lepiej. Wbrew pozorom jest to stosunkowo łatwe.


Najpierw jednak przypomnę wam i sobie (w szczególności), za co tak kocham swoje życie. Jeszcze przed osiemnastką zacząłem robić wielkie (dla mnie) rzeczy. Wypad na skoki w Zakopcu, znakomite tripy po górach, wyjazdy za granicę, aktywne spędzanie czasu i podążanie pewną ścieżką kariery dziennikarskiej, być może na sam szczyt (oby). Wielu do dziś powtarza mi, że na kolarstwie i żużlu znam się naprawdę dobrze. Skubani wiedzą jak podnieść mi ego ;). Wszystko to udawało się osiągnąć za szczenięcych lat. Teraz wiek zaczyna być dla mnie problemem.


Nie o tym jednak chcę dzisiaj prawić. Co roku bowiem dochodzę do tej samej konkluzji, która jest chyba najważniejszą maksymą w życiu. Zawsze chcę więcej, kochać mocniej, znać się lepiej, odwalić więcej kapitalnych akcji, zapamiętać więcej epickich chwil, być szczęśliwym jak nigdy. Pamiętajcie o tym każdego dnia, bowiem to może właśnie dzisiaj stanie się coś wielkiego. Każda zakichana doba może być wyjątkowa. Każda godzina może przybliżyć Cię do spełnienia marzeń. Każda minuta może dać kolejną szansę na stworzenie czegoś niezwykłego. Pamiętaj o tym. Później, jeśli już zastanowisz się nad swoimi poczynaniami, zauważysz, że 3/4 czasu spędzonego na "pracy" pamiętasz i cenisz jak nic innego. Znam to z autopsji.

PS: Dzięki wielkie za kosmiczny odzew przy wczorajszym wpisie. Motywujecie, bardzo :)


piątek, 14 października 2016

Wszystko ma być Twoje

Życie często bywa przewrotne. Nawet częściej, niż nam się wydaje. Często nie orientujemy się nawet jak bardzo się zmieniło. Szkoda tylko, że na gorsze.


Od kiedy tylko pamiętam (czyli zasadniczo od początku istnienia tej strony) starałem się przekazywać wszystko, co według mnie było istotne. Czytając teksty sprzed lat (szczególnie te z lata 2014), jestem szczęśliwy, że właśnie według podanych tam maksym przechodziłem jeden z najważniejszych okresów w życiu. Niestety, każdy w końcu spotyka się z kryzysem własnych wartości.


Bez kitu, nic gorszego nie może Cię spotkać. Wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie orientujesz się w czym był problem. Przychodzi taki czas, kiedy po prostu przestaje wychodzić. Coś zgrzytnie, coś się wypali i BOOM! Z nikąd pojawiają się problemy. Wiadomo, szybko chcesz się ich pozbyć, ale zawsze idzie to ciężej niż byśmy chcieli. Co jest najpopularniejszym problemem? Swiat i ludzie go tworzący. Nie, nie chcę tutaj nikogo atakować, po prostu tak jest. Trzeba zarobić hajs tylko po to, by go mieć, skończyć studia by zdobyć papier, pokonać innych w wyścigu po posadę, by stać się kimś. Pod naciskiem innych, w końcu każdy takim pseudo człowiekiem się staje.


Kiedyś nadchodzi taki moment, w którym zaczynamy być częścią stada obrzydliwych szczurów, buszujących po ściekach pełnych gówna grubego Błażeja spod osiemnastki. Liczy się to kim jesteśmy dla innych, jaki mamy status materialny, czy zarabiamy grube miliony. 

Zupełnie tego nie ogarniając, podświadomie także zaczynamy do tego dążyć. W końcu coś trzeba w życiu robić, być kimś. W większe łajno wejść się nie da. Kiedy uświadomisz sobie jak długa jest droga na ten zasypany śmieciami szczyt, rzucasz wszystko i zaczynasz się wspinać. Szkoda, że nie ma to najmniejszego sensu. Po pewnym czasie zaczynasz mieć dość. Ciągły stres, walka, brak czasu i perspektyw na coś więcej niż pakowanie żarówek do kartonów. W mgnieniu oka stajesz się trybikiem, a przestajesz być człowiekiem. Nagle potrzebujesz odpoczynku, luzu, wakacji. Jedziesz więc do Łukęcina, dajesz w palnik, opalasz tłusty tyłek i żyjesz z dnia na dzień. Wszystko inne przestaje być istotne. Już nie pamiętasz po co zarabiasz, dlaczego starasz się o nową posadę czy cokolwiek innego. Twoim celem staje się oglądanie filmików na Youtube i przygotowanie czegokolwiek na jutrzejszy obiad. Cała reszta przestaje się liczyć, nic Cię już nie obchodzi. Gdzie podziałeś się prawdziwy Ty?


Ostatnio złapałem się na tym, że poza pogonią za studiami i badziewnym odpoczynkiem przed TV, nie robię zupełnie nic. Zapomniałem o tym, czemu oddałem całe życie, o czym kiedyś pisałem, do czego dążyłem. Ba, nawet nieźle się z tym czułem. Ważne jednak, że udało mi się obudzić.


Wiecie co? Teraz dopiero widzę wartość tego, co do tej pory mnie prowadziło. Kiedy odpalam sentymentalne kawałki, kiedy spoglądam na stare zdjęcia, kiedy czytam stare teksty. Z czystym sercem powiem, że poprzedni styl życia był najlepszym, jaki mogłem wybrać. 

Mam w dupie wyścig szczurów, nawet jeśli miałbym za to zapłacić świetną posadką w TV czy radiu. Nic bowiem nie może się równać z prawdziwą przyjaźnią moich najbliższych, słuchaniem Schoolboya na ulicach Wiednia, wtaczaniem się na górskie przełęcze i darciem ryja z zachwytu nad widokami, wspólnym umieraniem z bratem na zboczach Pradziada, ciułaniem groszy na wypad do Calpe czy poznawaniem tak kapitalnych ludzi jak np. Tomek Jendrzejczyk. 


Nie ważne ile kasy by mi dali czy cokolwiek innego oferowali. Niczego z wyżej wymienionych rzeczy bym nie oddał. Może przez to nie będę gwiazdą? Nie dbam o to. Chcę tylko ponownie wejść do swojego łóżka, zrobić znak krzyża i z czystym sercem powiedzieć: "Boże, dziękuję! Dziękuje za kolejny niesamowity dzień. Dziękuję, że mogę oddawać SWOJE życie temu co kocham. Dziękuję, że nadal mogę być SOBĄ, otaczać się MOIMI ludźmi, spełniać MOJE marzenia i żyć w harmonii ze światem i własnym sercem. Dziękuję, że ponownie nauczyłeś mnie cieszyć się z małych rzeczy, które od zawsze pozwalały mi wyciskać wszystkie soki z każdej przyjemnej chwili." Tego wam też życzę.

PS: Wujku M, dzięki za to, że mnie w porę obudziłeś. Dzięki za filmy, rozmowy, uśmiechy i rady. Dzięki Tobie nadal mam nadzieję na powrót do swojego świata. Buziaki, niedługo się widzimy.




środa, 24 sierpnia 2016

Dlaczego zakochałem się w Oakleyach

Jak wiadomo, stylóweczka, to jedna z najważniejszych rzeczy w kolarskim światku. Składają się na nią praktycznie wszystkie elementy ubioru. Od stroju, przez kask, buty, skarpety po okulary. Te ostatnie, w moim mniemaniu, są jednak najważniejsze. Powodem jest możliwość wyrażenia własnego kolarskiego stylu.


Od zawsze byłem fanem amerykańskiej firmy. Wiadomo, w Oakleyach jeździ pół peletonu, lecz praktycznie każdy model, każde malowanie, wszystko inaczej leży na różnych twarzach. W moim życiu zdarzyło mi się już testować twory Authora, Uvexa czy Rudy Projekta. Muszę jednak przyznać, że dopiero po założeniu oakleyowych radarów, poczułem maksymalny komfort i poczułem, że nawet przyzwoicie w nich wyglądam (ta skromność ;) ). 


Bez wątpienia najważniejszy jest sam komfort jazdy. Można śmiało powiedzieć, że po 2 minutach zapomina się o tym, że ma się na nosie okulary. Dodatkowo każdy rodzaj soczewek, dobierany w zależności od pogody, idealnie spełnia swoją funkcję. Nigdy nie jest za ciemno czy za jasno. Co ważne, mają one także dodatkową zaletę. Jeśli tylko wybierałbyś się na porządną strzelaninę z czeczeńskim brodaczem, który wisi Ci hajs za handel rosyjskimi prostytutkami, możesz użyć ich jako ochrony dla oczu. Serio. Jest duże prawdopodobieństwo, że zatrzymałyby one porządnego headshota. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie materiały video. 


Oakley wymiata, polecam.


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Nikczemny plan podbicia świata

Oj dawno mnie tu nie było. Momentami aż zapominałem, że moje blogowe konto jest nadal aktywne. Kilka miesięcy od ostatniego wpisu było jednak niezwykle intensywne. Wiele się zmieniło. Zmieniłem się ja, zmieniło się otoczenie, zmienił się świat, w którym na co dzień egzystowałem. Teraz jednak przyznam - na lepsze.


Wszystko działo się w szalonym tempie. W zasadzie poza miejscem zamieszkania i grupą najbliższych przyjaciół, przetasowania dokonywały się wszędzie. Wiadomo, momentami było ciężko, momentami przyjemnie, a nawet zabawnie. Po raz kolejny jednak udowodniłem zarówno sobie jak i innym, że jedyną drogą do szczęścia jest bycie sobą. Co prawda przychodzą chwile, kiedy przez innych ludzi zaczynasz w to wątpić, lecz prędzej czy później zaczynasz ich po prostu omijać.


Mimo przeciwności, cały czas szedłem przed siebie wyznaczoną drogą, którą obrałem kilka lat temu, a wy ją dobrze znacie. Kolarsko - żużlowe życie jarało mnie coraz bardziej. Pojawiły się pierwsze wyścigi, rozmowy specjalizacyjne, plany rozkręcenia czegoś na własną rękę. Wokół mnie pojawiały się kolejne serdeczne osoby, z którymi odwalałem nieziemskie akcje, Z pewnością zapamiętam to do końca życia.


Jednocześnie jeszcze bardziej zżyłem się z najbliższymi. Choć wydawało się to niemożliwe, teraz znamy się lepiej niż kiedykolwiek. Co więcej, pojawiła się też osoba, przy której czuje się niesamowicie swobodnie. Być może złapałem Boga za nogi. Wierzę w to.


Świat znów jest mój, bez kitu. Ponownie odwiedzam piękne miejsca, chilluje pośród górskich łąk i lasów, zbieram doświadczenie w wymarzonym fachu i poznaje coraz większą liczbę niesamowitych ludzi związanych z moją branżą. W zasadzie wszystko wygląda tak, jak wyobrażałem to sobie kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Teraz już tylko czas na największe rzeczy, a nie mam zamiaru się zatrzymywać!