piątek, 29 listopada 2013

Szczęście

Kuusamo. Miasto w północno-wschodniej Finlandii znane głownie z mrozów i wiatrów. Miasto, w którym od lat odbywa się puchar świata w skokach narciarskich. Podobnie było również dzisiaj. Wszyscy spodziewali się, że właśnie na Rukatunturi będzie miało miejsce sprawdzenie prawdziwej siły zawodników z czołówki generalki po zawodach w Klingenthal. Wszyscy się pomylili. Choć zapowiadały się równe zawody, wiatr po raz kolejny rozdał karty. Na szczęście, po konkursie, liderem pucharu świata pozostał Krzyś Biegun. 



Jaki jednak płynie stąd wniosek? Prosty. Nie zawsze wystarczą umiejętności i forma. Ba, nigdy to nie starczy. Trzeba też mieć szczęście. Takie sportowe. Zwykły fart. Wydaje się to śmieszne, ale taka prawda. Bez farta nic nie będziesz w stanie zrobić. Nie znaczy to, że nic nie zależy od Ciebie. Po prostu, kiedy będąc w formie życia nie wyjdzie Ci jakiś start, nie zamartwiaj się. Może po prostu zabrakło Ci właśnie tego niezależnego od Ciebie czynnika. Zawsze zdarzy się kolejna okazja do pokazania swoich możliwości. Nie spalaj się, to niezdrowe.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Sportowy feminizm

Przyszedł czas na temat tabu. Od dłuższego czasu da się usłyszeć, że wszystkie zawodniczki pragną równouprawnienia z panami. Brzmi jak tanie hasło polityczne, ale tak właśnie jest. Jednakowej wysokości nagrody, taka sama długość pojedynków, ba, nawet wspólna rywalizacja. Cóż, moim skromnym zdaniem, w szczególności ostatni postulat jest lekko pozbawiony zdrowego rozsądku. Dlaczego? Jest kilka przykładów na to, że jest dobrze tak, jak jest. 



O startach z mężczyznami, nie tak dawno otwarcie mówiła Lindsey Vonn. Niestety, szybko została sprowadzona na ziemię. Jedna z najlepszych alpejek na świecie, wygrywając konkurs z gigantyczną przewagą i tak okazała się gorsza od ostatniego w stawce mężczyzny. Przypadek? Wcale nie. Jak wiadomo, narty alpejskie, bobsleje i kilka innych dyscyplin to sporty grawitacyjne, wymagające również znaczącej siły. Nie odkryję ameryki mówiąc, że część męska wśród zjazdowców jest cięższa i również dzięki temu silniejsza. Powoduje to, że pokonanie trasy, z reguły dłuższej, wymaga od nich większego wysiłku, również spowodowanego większą prędkością. 



Jakiś czas temu, bodaj kilka lat, siostry Williams stwierdziły, że wyzwą na pojedynek któregokolwiek zawodnika z ogólnoświatowej listy ATP, z tymże jegomość musi sam się do niej zgłosić. Dokonał tego tylko jeden zawodnik, Karsten Braasch. Ku zdziwieniu fantastycznych sióstr, zdołał je pokonać. Venus poległa w stosunku 6:2, a Serena 6:1. Mecze te pokazały, że męski tenis jest znacznie szybszy. Z resztą, widać to w porównaniu choćby Agnieszki Radwańskiej i Jerzego Janowicza. Ciężko mi sobie wyobrazić odbiór serwisu, czy obrona forehandu Jerzyka przez Isię. 
Do tego, nie tak dawno, wyrównano nagrody za poszczególne rundy i zwycięstwa w wielkich szlemach dla obu płci. Decyzję tą poprzedził sezon, w którym każda z gwiazd kobiecego tenisa rozegrała podobną ilość spotkań w sezonie. To co działo się na turnieju Masters było szpitalem na korcie. Płacząca Woźniacki, padająca na glebę Azarenka. Niestety, mimo to jest już pomysł, aby Panie grały w wielkim szlemie również do 3 wygranych setów. Nie chcę widzieć końca ciężkiej 5-setówki. 



W każdej dyscyplinie, wśród pań szczególnie, wyłania się co jakiś czas dominatorka, która bardzo chce zestawić swoje siły z męską częścią jej sportu. Wyjątkiem jest Sarah Hendrickson, mówiąca bardzo jasno, że drużynowe mixy jej wystarczą. Tego też się trzymajmy, jednak z jednym zastrzeżeniem. Stwórzmy dla nich oddzielną klasyfikację i nie łączmy ich z tabelami męskimi i żeńskimi. Wówczas staje się to lekko nieczytelne. 
Drogie Panie, nie chodzi o to, abyście nie uprawiały sportu. Po prostu walczycie na warunkach takich, na jakie pozwala wam natura. Jeden krok za daleko (patrz tenis) i może się to skończyć bardzo boleśnie. Miejcie to zawsze na uwadze. 

niedziela, 24 listopada 2013

Kuriozalne otwarcie

Tak dziwnej inauguracji sezonu w skokach narciarskich nigdy nie widziałem. Z jednej strony radość, ze względu na zwycięstwo Krzysia Bieguna, z drugiej natomiast rozgoryczenie całą otoczką zbudowaną przez Hofera i jego watahę oraz przedwczesnym zakończeniem konkursu przez Schlierenzauera (duży udział Pointnera) i Bardala. Nie mówmy jednak o wszystkim, więc po kolei.



Od godziny 13:30, kiedy to miał zacząć się konkurs, kilkukrotnie był on przekładany. Ostatecznie udało się wystartować o 15:15. Skaczący jako 5 Biegun odpala 142,5 metra. Belka idzie w dół. Kolejni zawodnicy również skaczą dobrze (m.in. Janek Ziobro, który skończył konkurs na 9 miejscu), lecz żaden z nich nie może przeskoczyć 19 latka. Przyszedł w końcu czas na top 10 z ubiegłego sezonu i... zaczęło się. Każdy kolejny z zawodników, począwszy od Toma Hilde klepnął bulę. Niestety, Kamil Stoch także. Zostało dwóch, Bardal i Schlieri. Obaj... wycofali się. Stwierdzili, że jest zbyt niebezpiecznie. Co z tego, że na treningach każdemu z nich zdarza się skakać w gorszych warunkach. Najłatwiej przecież uciec z pola bitwy. Ostatecznie konkurs zakończono około 17:15. Nie był to jednak koniec kontrowersji. Alex Pointner stwierdził, że trzeba złożyć protest na ręce jury, nakazujący anulowanie wyników konkursu. Cóż, "wielki trenejro" już nawet brzytwy stara się łapać. Warte odnotowania jest, że na przeszkodzie stanął mu... Miran Tepes. Chyba nie muszę mówić dlaczego ;). Na szczęście w Kuusamo będzie miał 7 zawodników, którzy będą musieli podejść do kwalifikacji. Taki tam psikus. 



Jedno jest pewne, jesteśmy mocni. Teraz czas na Kuusamo. Mroźne, ciemne i kapryśne Kuusamo. Ciekawe co tym razem się wydarzy. Możemy być pewni, że pierwszym "normalnym" konkursem może być dopiero ten w Lillehamer. Na razie jednak cieszmy się dzisiejszymi wynikami.

sobota, 23 listopada 2013

Psychika

Niejednokrotnie już spotkałem się z opinią, że sportowiec jest od zawodów i sam musi wiedzieć co się liczy, a co nie. Przecież już  tak dużo przeszedł, tyle lat trenuje i startuje, jak można mówić o jakiejkolwiek tremie. Na szczęście nie jest tak. Zawodowiec to też człowiek. Właśnie dzięki temu może zostać wielkim mistrzem. Dlaczego? Bo przede wszystkim musi pokonać samego siebie. Grubo mylą się Ci, którzy uważają, że zawodnik nie posiada emocji i własnych myśli. Jest dokładnie odwrotnie. To one decydują o tym kto zostaje mistrzem, a kto nie. Najlepszym przykładem jest Kamil Stoch, czy Gregor Schlierenzauer.



Nie bez powodu wymieniłem właśnie tych dwóch facetów. W końcu rozpoczął się sezon sportów zimowych, o czym za chwilkę. Wracając do tematu, jaka jest różnica pomiędzy Kamilem i Schlierim? Ten pierwszy jest liderem polskiej kadry, który systematycznością dochodził do celu, jednak zawsze czegoś brakowało, nie mógł się przełamać. Udało się w Predazzo, gdzie zdobył tytuł mistrza świata na dużej skoczni. To był moment zwrotny. Od tej pory, każdy z jego współpracowników mówi o tym, że na Igrzyskach będzie jeszcze mocniejszy. Co więc z Gregorem? Człowiek, który w wieku 23 lat poprawił rekord pucharowych zwycięstw samego Mattiego Nykaenena. Na czele od 2007 roku. Mimo to, w swoim dorobku ma tylko jedno indywidualne złoto z Oslo. Kiedy przychodzi wielka impreza, od razu się spala. Nawet jeśli tydzień wcześniej rozdawał karty, na samych mistrzostwach wydaje się być cieniem samego siebie. To go wyraźnie blokuje.



Zacząłem o naszej drużynie, więc teraz czas na rozwinięcie tego wątku. Dlaczego w tym temacie? Bo od kilku lat atakowano ją praktycznie z każdej strony. Wszyscy domagali się dymisji trenera Kruczka, zawodników nazywali nielotami itp. Każdy z nich musiał poradzić sobie z tym w sposób niezwykły. Nie często z resztą kilka milionów ludzi otwarcie Cię krytykuje. Mimo to, poradzili sobie. Duży w tym udział zarówno doktora Wódki, samych zawodników, jak i Łukasza K. Jego wykształcenie, inteligencja i osobisty patos pozwoliły na budowę fantastycznej atmosfery wewnątrz całego teamu, która zbudowała wielkie morale, jednocześnie odpowiednio działając na psychikę skoczków. Jak wszystko wygląda teraz? Ogromne nadzieje związane z Soczi, 2 medale przywiezione z MŚ w Predazzo i wiara każdego z członków drużyny w sukces. Pewny siebie Stoch, stoik Kubacki, ambitny Kot, wiecznie naćpany Żyła, patetyczny Hula, młodzi i skuteczni Biegun oraz Ziobro, do tego Krzyś Miętus, Klimek Murańka, Bartek Kłusek i pozostali. Nad wszystkimi panuje jednak Sir Kruczek, za którym zawodnicy stają murem. Nic, tylko zwyciężać!



Młody trener, który znał niektórych z podopiecznych jeszcze za swojej kariery sportowej, do tego wykształcony. Czego chcieć więcej? Nie taka jednak jest pointa. Chodzi tylko o to, że mistrzem nie zostaje się przez pokonanie innych, ale przede wszystkim przez zwycięstwo nad samym sobą. To Ty decydujesz o tym czy wygrasz, czy nie. Inni mogą Ci tylko pomóc. Jeśli to wykorzystasz, absolutnie wszystkie tytuły są w zasięgu Twoich ramion. Zaufaj ludziom w otoczeniu i samemu sobie. Jeśli wygrasz w głowie, to wygrasz i poza nią. Potwierdzone info. 

czwartek, 21 listopada 2013

Choroba

Bang! Mamy listopad, w powietrzu mnóstwo badziewia, które chce nas porządnie rozłożyć. Często każdy się daje złapać jakiemuś dziadostwu, które robi z nas bezproduktywną kupę mięsa. Wówczas nie pragnie się niczego innego, jak herbaty, łóżka, chusteczek i świętego spokoju. Mimo to, nie można w tak trywialny sposób stracić cennego czasu. Tak więc, co robić w czasie choroby? Pomysłów jest kilka.



Przede wszystkim postaraj się leżeć tam, gdzie masz dostęp do TV i ewentualnie WiFi. Niby coś oczywistego, ale jednak ważne. Po co to? Po to, żeby otworzyć wszystkie możliwe relacje live w sieci i przerzucać non stop pomiędzy Eurosportem i innymi sportowymi kanałami. Potrzebny będzie także zeszyt i długopis. One z kolei zostaną użyte do notowania interesujących, według nas, sytuacji/zagrań/nazwisk, co spowoduje poszerzenie Twojej wiedzy na temat każdej z dyscyplin. Jest jeszcze inna opcja. Mianowicie przeglądanie w sieci wszelkich statystyk czy wyników, bądź też babranie się w mapach, co jednak jara przede wszystkim środowisko kolarskie. Jeśli macie inne pomysły (może np. piłkarzyki czy zwykłe granie w coś na lapku), również możecie je realizować. Byle w jakikolwiek sposób poszerzyć wiedzę.

wtorek, 19 listopada 2013

Jest nadzieja

Dobra, dobra, wszyscy tutaj o porażkach reprezentacji, a młodzieżówka naprawdę nieźle sobie poczyna! Prowadzenie w grupie eliminacyjnej do mistrzostw Europy, na rozkładzie takie drużyny jak Szwecja, Turcja, czy dzisiaj Grecja. Co więcej, w naszym U-21 kopią tacy gracze jak Zieliński, Pawłowski, Wszołek, czy Milik (hattrick w dzisiejszym meczu w Krakowie), którzy powinni wykopać z kadry zawałowców pokroju Jodłowca. Cóż, pozostaje nam poczekać na wynik i styl gry z Irlandią. Oby było lepiej niż w piątek we Wrocławiu.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Podwórkowe życie

MAAAMOOOOO, POOODAJ PIIIICIEEEE!!! Ha, kto z nas nie zna tego uczucia, kiedy to po kilku godzinach wyrabiania kondycji na osiedlowym boisku łyknęło się wody, czy czerwonej oranżady? Nie wierzę, że ktoś tego nigdy nie spróbował. No dobra, może jedna osoba, ale to już inna historia. Tak czy owak, podwórkowe dzieciństwo to coś więcej niż tylko szczenięce lata. To styl życia, który w wielu z nas pozostał do dziś. Zdarte kolana, miliony siniaków, ekipy najlepszych kumpli, czasem połamane kości... Wszystko tylko po to, by po prostu dobrze się bawić. 



Niestety, czasem wydaje mi się, że nasze pokolenie było tym ostatnim, które zaznało szczęście związane z podwórkowym życiem. Cóż jednak mamy zrobić? Osiedlową piłkę wykopała fifa, zamiast porzucać do kosza klepie się w NBA, rowery stoją w szopie, a wszyscy cisną w PCMa. Nawet wszelkie relacje między dzieciakami zostały zastąpione przez facebooka i inne tego typu portale. Nikt już nie zna smaku butelkowanej oranżady, vibovitu, porządnych chipsów czy babcinego kompotu. Niestety, technika przewyższyła człowieczeństwo. Dzięki Bogu, mamy jeszcze trochę wpływu na swoją młodszą rodzinę.



Na szczęście my mamy coś więcej. Chodzi o wspomnienia. Nikt nam tego nie odbierze. Do śmierci będę dumny z sinych piszczeli, kilku par rozerwanych trampek i wielu podobnych osiągnięć. To jest właśnie moje dzieciństwo i cieszę się z tego powodu niezmiernie. Do dziś uśmiecham się kupując czerwoną oranżadę, czy widząc na boisku dziewczyny grające w klasy, a chłopaków kopiących zośkę. Szkoda, że to szkolne boisko w LO. Chociaż w sumie... wciąż pamiętamy i chwała nam za to!

niedziela, 17 listopada 2013

Kretynizm

Kończy się kolejny tydzień. Z reguły jesteśmy po 3 dniach niezwykłych emocji. Niestety, nie tym razem. Na szczęście została chociaż koszykówka. Nie o tym jednak chcę powiedzieć. Mianowicie, mowa będzie o tych, którzy próbują być świetni, a niszczą jednocześnie sport, jak i swoich "kolegów", a w tym Ciebie. Coraz częściej spotykam się z takimi ludźmi. Jedni są znani lepiej, drudzy gorzej. Nie znaczy to, że tak samo nie kaleczą piękna sportu. 



Pana powyżej raczej przedstawiać nie muszę. Uznawany za najbardziej nielubianego, przez kibiców w szczególności, żużlowca na świecie. Nie bez powodu. Niejednokrotnie dawał o sobie znać, jako o zawodniku, który nie szanuje innych na torze, jak i poza nim. Niestety, tacy zawodowcy też się zdarzają. Nie są oni jednak dla Ciebie największą przeszkodą. Kto więc jest?



Badziewny trener. To jest właśnie najgorsze, co może Cię spotkać. Niestety, bardzo często to właśnie on decyduje o Twoim rozwoju. W jakim sensie? Nabijaniu doświadczenia. Na treningach nie da się nabić odpowiedniego XP. Poza tym, nie wyróżniając się w oficjalnych zawodach, nikt nie jest w stanie Cię zauważyć. Wówczas, taki szkoleniowiec stanie się Twoim największym przekleństwem. Cóż więcej mówić... Właśnie w taki sposób marnują się tony wielkich talentów, które zostały zakopane pod ziemią przez absolwentów AWF z przerośniętym ego i brakiem szacunku dla swoich podopiecznych. Mimo wszystko, będzie to w dużej mierze test dla Ciebie, dla Twojego ducha. 

Nic tak nie tworzy charakteru, jak przeszkoda, od której przejścia zależy Twoja przyszłość. Właśnie od Ciebie w dużej mierze zależy, czy się poddasz, czy może zrobisz coś na tyle niezwykle, aby nawet i Twojemu największemu wrogowi opadła szczęka. Jedno jest pewne, kapitulacja nie wchodzi w grę z wiadomych względów, więc który kierunek wybierasz? Niech to będzie kolejny motywacyjny punkt na te długie, listopadowe wieczory.

sobota, 16 listopada 2013

Listopad

Nadszedł jeden z tych listopadowych weekendów (poprzedni był podobny), kiedy to absolutnie nic się nie dzieje. Z reguły, tylko przez 3 listopadowe weekendy sportowy świat zamiera. Na szczęście, w tym roku ten jest ostatnim. Nie zmienia to jednak faktu, że dekadencki nastrój udziela się każdemu z nas. Czujemy, że brakuje w kieszeni mamony na zaplanowany wyjazd marzeń, widzimy, że łydy zalały się bardziej niż bolid F1 przed 3 rundą kwalifikacji. Wszystko tak nagle dobija. Dobija każdego, z blogerami włącznie. Ja też nie mam kompletnie pomysłu na to, co pozytywnego mogę wam przekazać. Bywa. Jedyną rzeczą, jaką mogę zaproponować jest wspólne posiedzenie przy stoliku, rozmowa, ewentualnie przypomnienie sobie kilku miłych chwil z sezonu 2013. Wszystko po to, aby odbudować poczucie własnej wartości. Dlatego, właśnie dla was kilka fotek, które mnie zawsze będą dobrze nastrajać.





To tylko kilka z mojej prywatnej kliszy. Mam nadzieję, że choć trochę rozbudziłem w was apetyty. Nie smucić mi się!

czwartek, 14 listopada 2013

Kop motywacyjny

Kolejny poniedziałek. W kubku kolejna kawa, kolejny raz auto nie chce odpalić. Wszystko dobija. Niby nic złego się nie dzieje, ale atmosfera wewnątrz jest nieprzyjemna. Ciężko opisać to słowami. Z resztą, myślę, że każdy doświadczył czegoś podobnego. Nagle boom! Przychodzi sytuacja, która wszystko odmienia. Nie ważne jaka, ważne jak zadziałała. Wszystko zaczyna nabierać dobrego obrotu, a kolory zaczynają odzyskiwać swój blask. Życie staje się kolorowe, a Ty znów idziesz tą drogą, którą tak pragnąłeś dążyć. Dostałeś konkretnego kopa motywacyjnego. Od tej pory wiesz, że możesz wszystko. Mimo to, nie doszedłeś jeszcze do stanu wewnętrznej Nirvany. Wymagam za dużo? Wcale nie. To Ty wymagasz zbyt mało.



O co mi chodzi? To proste. Takim kopem może być każdy poranek. Każde przebudzenie się dnia kolejnego. Kiedy wiesz, że nie masz sobie nic do zarzucenia i rozpoczynasz funkcjonowanie od szerokiego uśmiechu. Moment, w którym to osiągniesz, to deadline twoich złych emocji. Nie ma szans, żeby ktokolwiek popsuł Twoje plany. Po prostu wygrywasz życie. To jest cel. Pamiętaj, nie ma dni gorszych i lepszych. Każdy przynosi coś niezwykłego. Wszystko jednak zależy od Ciebie. Niech każde podniesienie powiek będzie śpiewem Twojej duszy, która dodatkowo gra na harfie zwanej Twoim obliczem. Nie są to byle nuty, a hymn motywacji. Motywacji, którą serwujesz sobie sam.

wtorek, 12 listopada 2013

Kiedy Polska maszeruje

Nie można pominąć takiego tematu. Cóż, znam wszystkie punkty widzenia i wiem co kto myśli i kto jakie ma racje. W połączeniu z moimi poglądami wyszła istna mieszanka wybuchowa. Co więcej, coraz bardziej utwierdzam się w stwierdzeniu, że Polacy, niestety, nie znają smaku prawdziwie prawicowego państwa. Cały czas mamy tego parodię. Taki niestety nasz los. Po tylu latach czerwonego zapomnienia, zdecydowana większość społeczeństwa chce ingerencji rządu w ich sprawy prywatne. Praca, finanse, ceny, etc. 



Powyższego tematu kontynuować nie będę, niech go sobie każdy sam rozkmini. Czas na marsz. Zacznę od tęczy. Temat rzeka. Czego symbolem była? Sama autorka wspominała o skojarzeniach z paradą równości. No właśnie, tutaj znajduje się odpowiedź na wszystkie pytania. Czy propagowanie czegoś w Polsce nielegalnego jest zgodne z konstytucją? Jeśli tak, to zaraz wywieszę sobie w domu swastykę. Ot co, poszaleć trzeba. Jaki jest sens w takim porównaniu? Jedno i drugie jest w Polsce zakazane (związki homo/czczenie najeźdźcy z września '39) i buduje podobne zgorszenie wśród społeczeństwa. Wszystkie poprzednie zniszczenia kwietnika na pl. Zbawiciela powinny być nauczką, że odbudowa pierwotnej wersji jest kompletnie bezcelowa. Dzisiaj powstał pomysł stworzenia "tęczy" z przyjacielskich barw Polski i Węgier. Pamiętajmy jednak, że antifa także nie śpi. Polecałbym więc demontaż szkieletu.



Budka pod ambasadą Rosji. Tutaj temat wygląda nieco inaczej. Jak dla mnie niepotrzebne. Dlaczego? Rozumiem, że poglądy polityczne, ale nie w taki sposób należy walczyć z inteligentnym rywalem. Poza tym, walenie głową w mur nigdy nie przynosi efektu. Taki już los człowieka.

Teraz kwestia mediów. Od początku powiedziane było, że za wszystkim stoją środowiska kibicowskie. Hmm... czy byli tam sami kibice? Poza tym, ilu ze wszystkich uczestników robiło zadymę? 2 - 3 tysiące? W marszu brało udział 100 kafli głów. Wynik to 2-3%. Zaskoczeni? Ja nie. Mimo wszystko, przecież odpowiedzialność zbiorowa to codzienność, kiedy ktoś jest niewygodny. Dla TVNu szczególnie. Szkoda, że odwraca się to przeciwko nim. Podobna sytuacja miała miejsce na wykładzie stowarzyszenia "Nigdy więcej", na którym miałem okazję być. Rzekomo odpowiedzialność zbiorowa jest przykładem złego postępowania. Cóż, sami właśnie tak zadziałali przeciwko kibicom Legii przed meczem ze Steuą. Taka lekka hipokryzja. 

Kochana Polsko, czego doświadczasz? Co musisz oglądać? Boże, daj nam znów takich polityków, jak w 20-leciu międzywojennym, kiedy to nawet socjaliści szli w prawo. Dmowski, Grabski, Kwiatkowski, Piłsudski, Sławek, Korfanty etc. Może to czas na nas? Kiedyś się dowiemy. Polakiem jestem, więc mam obowiązki polskie. 

niedziela, 10 listopada 2013

Bądź PRO człowiekiem

Może i trochę przesadzę, ale znaczna większość gwiazd zapomina, jak jest się człowiekiem. W szczególności, kiedy można być PRO człowiekiem. Moje pojęcie jest nieco wysublimowane, lecz chyba zrozumiałe. Jak wiadomo, każdy zawodowiec jest zawodowcem. Rozlicza się go za to co robi na boisku, trasie etc. Zapomina się o życiu codziennym. Niestety, często wygląda to tak, że jegomość przestaje być otwarty na ludzi, rozda parę autografów, da zrobić parę fotek, ale na tym się kończy. Na szczęście są  tacy, którzy działają. Działają szlachetnie. Przykładem z naszego podwórka jest akademia Copernicus, założona ostatnio przez Michała Kwiatkowskiego.



Wielu narzeka na poziom szkolenia w naszym kolarstwie. Michał, aby temu zaprzeczyć, już w wieku 23 lat wziął się za budowę projektu, który może przynieść nam, jako kibicom, bardzo wiele radości. Od końca sezonu udało mu się dogadać z najlepszymi specjalistami szkolenia w Polsce oraz odwiedzić kilka szkół, aby wypromować swoje dziecko, które dla wielu dzieciaków może być zarówno alternatywą, ale i spełnieniem marzeń, odskocznią, czy wielką przyszłością. Kwiato, jak zawsze, ma łeb na karku. Dokładnie wie co robi. Osobiście jestem pewien, że Akademia oszlifuje wiele diamentów, które będą błyszczeć i cieszyć nas podobnie do samego założyciela. 

Właśnie w ten sposób, gwiazda kolarskiej karuzeli pokazuje, jak być PRO człowiekiem. Mimo takich sukcesów i możliwości, w tak młodym wieku decyduje się już na umożliwienie podobnych przeżyć kolejnym pokoleniom. Do tego warto wspomnieć o jego kontakcie z młodzieżą. Wystarczy spojrzeć na jego ostatni wypad do jednej ze szkół podstawowych. Wszystko wygląda naprawdę okazale. Oby tak dalej.

czwartek, 7 listopada 2013

Spalara

Dobra, dobra, ja tu zapodaję wam maksymalną motywację, ale zapomniałem o najważniejszym. W tym całym zapierniczaniu po lepsze jutro nie róbcie z siebie spalaczy. Jak wiadomo, spalara to najgorsze co może nas spotkać. Niestety, często nas dotyka. W każdej dziedzinie życia. Spina na wynik/czas/hajs etc. jest nieodłącznym punktem codzienności. Sam dałem się dzisiaj ponieść sile wszechmocnej napinki. W końcu jutro sądny dzień dla moich umiejętności kierowcy. Na szczęście znalazłem idealną odskocznię.



Nie ma lepszej recepty na spalarę w formie życia codziennego. Ujechałem się w trupa i mój mózg, wraz z całym ciałem, chciał po prostu odpocząć. Udało się, spalara pokonana. Gorąco polecam. Nieco inaczej sprawa ma się ze wszystkimi startami. Cóż, jesteście na starcie osłabieni. Co za tym idzie, nie spalajcie. Wiem, łatwo mówić, ale o czym cały czas piszę? Chillout i do przodu, korzystaj z tego co możesz zrobić, a nie napinaj się na wynik. Nawet jeśli będzie to Tour de France czy Igrzyska. Serio, napinka niszczy dobrą karmę. Pamiętajcie o tym przed każdym startem. Cieszcie się nim, a nie jego skutkiem.

wtorek, 5 listopada 2013

Bukmacher

Nie ma co, praktycznie każdy z nas dał się w to wciągnąć. Mi też się to naprawdę wkręciło. W sumie, zawsze jakoś przyjemniej ogląda się mecze. Na czym jednak polega swego rodzaju fenomen obstawiania meczy? W sumie, wszystko jest zapisane czarno na białym. Każdy to rozumie. No, może nie rozumie, ale wie o co biega.


Jak wiadomo, każdy kibic ma klub/kluby, którym kibicuje. Jest to normalna postać rzeczy. Z czasem, jako zapalony janusz, delikwent wybiera się do najbliższej placówki STS i rzuca parę groszy na swoją drużynę. A co tam, wierzy w nich, to rzuca. Przecież nie ma opcji żeby przegrali. Tak się właśnie zaczyna. Później wchodzą kalkulacje, inne mecze, pogląd na ewentualny zysk. Wszystko się rozkręca. Staje się to pewnym rytuałem. Co tydzień, co weekend trzeba obstawić. Niektórzy nazywają to nałogiem. Cóż, coś w tym jest. Mimo to, póki nie wyrzuca się dużych sum, patrz obstawianie za 2-5 PLN na kupon, nie jest to czymś strasznym. Zawsze lepsze to niż fajki, alkohol czy inne używki. Z resztą, jeśli choć trochę interesujesz się sportem, prędzej czy później dasz się zaciągnąć do pobliskiego buka. Naturalna kolej rzeczy. Co jak co, tak jak już wspomniałem, dodatkowe emocje podczas meczy, które oglądaliśmy dla przyjemności dają sporo innego smaczku.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Motywacja

Panocku, jako że za oknem pizgawica zdrowa, to że ino z domu nie wychodzis nie znaczy, że mosz tylko klikać i narzekać. Tak, dokładnie, mimo niesprzyjającej aury jestem w stanie dobrze się znagarować i zapewnić sobie odpowiedni nastrój. W sumie, nie ma w tym nic trudnego. Wystarczy tylko odpowiednio do wszystkiego podejść. Tak to już jest. Wszystko zależy od Cb i tego jak bardzo chcesz podnieść zad i coś zrobić. Cytując Bisza - jeśli czegoś chcesz, musisz tego chcieć za bardzo. Złote słowa. 



Jak to zrobić? Nie ma łatwiejszej opcji. Jeśli coś kochasz, to robienie tego jest wystarczającą nagrodą. Ja w końcu poskładałem trenażer, ubrałem białe sidaczki i zacząłem kręcić. Nie chciało się kończyć. Po prostu, było zbyt cudownie. Serio, jakaś ekstaza dopada w takich sytuacjach. Jak wiadomo, wysiłek pobudza hormony szczęścia. Od razu humor poszedł mi porządnie w górę. Od razu wszystko co wydawało mi się trudne, stało się lekkie i przyjemne. Niesamowita moc treningu, zawsze na propsie. Teraz znów czuję po co to wszystko robię, po co się tak męczę, o co walczę od dłuższego czasu. Nie ma lepszego uczucia. Z resztą, sami na pewno się już o tym przekonaliście. Niestety, teraz wam się po prostu nie chciało. Apeluję, podnieście tyłki i zacznijcie robić co trzeba. Jeśli to nie wystarczy, odpalcie sobie jakiś filmik z ukochanego wydarzenia, albo spójrzcie na kilka fotek, które od lat siedzą w waszych głowach. Później... cieszcie się tym, że jesteście tacy świetni i patrzycie na wszystko milion razy lepiej od innych. Rozdawajcie dobrą karmę.

sobota, 2 listopada 2013

Przykład

Trochę czasu już minęło od mojego pierwszego posta. Końcówka wakacji, nagły przypływ weny i BANG, postanowiłem zrobić coś innego. Zainspirowany Szymonbajkiem zdecydowałem podzielić się swoimi przekonaniami z innymi. Jak widać, było warto. Dlaczego jestem tego taki pewny? Bo usłyszałem od pewnej osoby, która sama oddaję się koszykówce nawet bardziej niż ja kolarstwu, że mam rację. To co robię jest dobre. Według niego. Mimo wszystko, jedno zdanie zawodnika jest dużo bardziej cenne niż miliony słów januszy.



Pewnego dnia po prostu podszedł. Z resztą, jak codziennie. Powiedział wprost, że czyta moje wypociny, że podobają mu się, że właśnie tak chce działać. Nie skłamię mówiąc, że ego wybiło mi gdzieś na pułap stratosfery. Właśnie wtedy poczułem, że jednak daje komuś dobry przykład. Właśnie to najbardziej buduje człowieka. Moment, kiedy ktoś inny powie wprost, że myśli tak samo, że Twoje poglądy są dla niego swoistym oparciem. 

Nie ważne czy jegomość wyląduje w NBA, czy skończy karierę jako gracz TBL. Dla mnie jest mistrzem. Jest zwycięzcą. Wygrał to co najważniejsze, własne życie. Nie ważne jak skończy, ważne że robi to co kocha i w pełni się temu oddaje. Jest zdolny odmówić sobie wszystkiego, tylko po to, żeby zagrać. Róbcie to samo. W tym jest cały sens. "Nie liczą się pieniądze, liczy się ciężka praca. Ile od siebie dajesz, tyle do Ciebie wraca". Z tymi wersami Zbuka pozostawiam was na tą długą, sobotnią noc.