środa, 4 listopada 2015

Wierność

Niewygodnych tematów ciąg dalszy. Dziś pod lupę wezmę legendarną, sławną, niezwykle wszystkim bliską wierność.
Na początek chciałbym przypomnieć, czym sama wierność jest. Po zasięgnięciu opinii wielu literatów stwierdzam, iż jest to dobrowolne zobowiązanie do ciągłego trwania przy jednej z istotnych części swojego życia. Mogą to być poglądy, klub sportowy, kraj, osoba itd.



Spoglądając na otaczających mnie ludzi, doszedłem do jednego, niezmiernie negatywnego wniosku. Mianowicie, o ile przedmiotem wierności jest dobro transcendentne (przede wszystkim związane jedynie z osobistą myślą), wszystko wygląda imponująco. Problem zaczyna się w momencie, gdy sprawa zaczyna dotyczyć drugiego człowieka. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że my, jako istoty myślące, nadużywamy pojęcia wierności w stosunkach międzyludzkich.


Z przykrością patrzę na facebookowe zapewnienia ludzi podobnych mi wiekiem, iż będą swojej "drugiej połówce" wierni po wsze czasy. Mordeczki, zwolnijcie! Jesteście jeszcze cholernie młodzi i wiele może się wydarzyć. Rozumiem chęć zapewnienia swojego ukochanego/ukochanej o wielkości uczucia, jakim go/ją darzycie, ale zawsze miejcie na uwadze, że wiele może się wydarzyć. Prawdziwe wyznanie będzie miało miejsce dopiero na ślubie.



Błagam, nie róbmy z tegoż przepięknego określenia taniej prostytutki. Szczególnie w ostatnich latach można zauważyć, że w dużym stopniu go nadużywamy, przez co magia zaczęła ulatywać. Słowo wielokrotnie złamane przestaje mieć znaczenie. Pamiętajcie o tym.

niedziela, 1 listopada 2015

Trudny charakter

Był to chłodny, wrześniowy wieczór. Kompletnie nie wiedząc co mnie czeka, szedłem na spotkanie. Pierwszy raz to ktoś zaprosił mnie. Czuję, że życie nieśmiałego nastolatka może się zmienić. 



Długo rozmawiamy. Pierwszy raz widzę, że ktoś spoza drużyny moich przyjaciół z zaciekawieniem słucha mojego gadania. Dzieje się coś dziwnego. Mam wrażenie, że moja rozmówczyni najchętniej czytałaby mi w myślach. Nagle przychodzi pocałunek. Boże, co to znaczy? Czy ktoś naprawdę jest mną zainteresowany?
Tak to się zaczęło. Pierwsza miłość. Zaślepiony własnym szczęściem nie zauważam, że jestem dobry... w wyciąganiu innych z bagna. Później? Byłem już niepotrzebny. Wszystko umarło dość szybko.



Od tamtej pory wiem, że nie jestem człowiekiem pasującym do tego społeczeństwa. W wielu przypadkach inaczej odbieram rzeczywistość. W szczególności nauczył mnie tego ostatni związek. Mając wrażenie, że stanęła przede mną osoba, która jest mną zainteresowana, postanowiłem spróbować. Nauczony poprzednimi doświadczeniami, zdecydowałem się nie wyrzucać z siebie wszystkiego. Do czasu wszystko było ok. Nadszedł jednak taki dzień, w którym usłyszałem kilka słów, które doszczętnie mnie dobiły. Nie byłem taki, jaki być powinienem. Nie robiłem tego, czego się ode mnie wymagało. Nie chciano mnie, a kogoś, kim mógłbym być. Mimo to postanowiłem być wierny (temu poświęcę oddzielny tekst). Jak się to skończyło? Znacie odpowiedź.



Los po raz kolejny dał mi srogą lekcję życia. Jak zawsze wycofany Gru znów musi się pogodzić z samotnością. Wydaje mi się, że na stałe. To, co czyni mnie mną, dla wielu jest problemem. Marzy mi się spotkanie kogoś, kto w pełni mnie zaakceptuje, lecz wiem, że to niemożliwe. Nie działam jak inni. Zamiast poklepywać po plecach, wolę poszukać rozwiązania. Zamiast obdarowywać pustymi darami, wolę oddać część siebie - pasje, marzenia, codzienność, nazwisko. Szkoda tylko, że nikt tego nie kupuje. Ludzi bowiem nie interesuje to jaki jesteś, a jak się wobec nich zachowujesz. Dużo lepiej wyjdziesz na zakładaniu masek niż byciu sobą. Nikt nie będzie chciał Cię poznać, jeśli szybko sam się nie odkryjesz. Równie szybko przestanie się liczyć to kim jesteś, a zacznie to, kim nie. Odkrywców już nie ma i pewnie nie będzie. Może i lepiej? Może wygramy tym, że nie oddamy się osobie, która nie akceptuje naszego kodeksu? Im w tłumie jest dobrze, a my? Mamy siebie samych. Co prawda, tak jak już wspomniałem, mi też marzy się spotkać kogoś, kto będzie potrafił mnie rozczytać. Mimo wszystko na to nie liczę. Zbyt dobrze poznałem ludzi. Chyba jestem stworzony do samotnego przechodzenia przez życie. 

niedziela, 24 maja 2015

Zmiana


Stało się. Nowym prezydentem RP został Andrzej Duda. Dla jednych druga twarz Kaczyńskiego, dla drugich największy rywal Komorowskiego. Jego wygrana, jak można było się spodziewać, wywołała kolejną burzę w internetach. W związku z tym i ja się na ten temat wypowiem.

Od razu przyznam, że pomimo moich antysystemowych poglądów, w II turze zagłosowałem na AD. Powód był prosty - marzyłem o wywaleniu BeKi z Belwederu. Udało się.
Dlaczego mi tak na tym zależało? To proste. Wybory prezydenckie to pierwszy fakers w kierunku rządu. Nie bez powodu większość wyborców Kukiza i spółki przeszła na stronę kandydata PiSu. Teraz jednak, tym bardziej, że czekają nas wybory parlamentarne, nikt nie odważy się zadziałać wbrew społeczeństwu. Pamiętajcie, że do sejmu wejść mogą 2 partie antysystemowe (Kukiz i Korwin), bez których nie będzie możliwości stworzenia rządu. Jednocześnie Duda i cały PiS będą wiedzieć, że mają nóż na gardle. Teraz w końcu będzie można wszystkich trzymać za mordy. W przypadku reelekcji Borata nie byłoby to możliwe. 

To dopiero początek, głęboko w to wierzę. Pozdro, GruSports.

poniedziałek, 11 maja 2015

Fenomen Pawła Kukiza

Emocje po wczorajszych wyborach prezydenckich już opadły. Obaj kandydaci, którzy awansowali do drugiej tury, już teraz robią wszystko by przejąć elektorat wczorajszego numeru 3 - Pawła Kukiza. Co jednak wpłynęło na tak dobry wynik muzyka?


Należy przyznać, że kogoś takiego, jak Kukiz bardzo brakowało na polskiej scenie politycznej. Od lat lewicę i centrolewicę reprezentowali działacze SLD i PO, centroprawica była równie silna dzięki PiS, a zarówno liberałów jak i konserwatystów jednoczył KORWiN (wcześniej KNP). Teraz, Paweł Kukiz zajął puste miejsce chadecji, stając się kandydatem tych, którzy mają dosyć dwóch najsilniejszych partii, a i nie zgadzają się w pełni z liberalnymi poglądami członków KORWiNa. Bez wątpienia taki obrót spraw może sprowokować największy od lat przewrót w kraju.


Wielu politologów powtarzało, że w Polsce brakuje ugrupowania, które wypełni lukę nieistniejącej Chrześcijańskiej Demokracji. Ciasteczkowy potworek zapowiedział, że ma też zamiar wystartować w wyborach parlamentarnych i bardzo dobrze! Problemem jest jednak brak programu i ludzi, którzy z list Pana Pawła mogliby wystartować. Jakie jest idealne rozwiązanie? Rejestracja partii, z której list wystartowaliby również ludzie KORWiNa i KNP (coś w stylu porozumienia PiS, Gowina i Ziobry), co mogłoby zjednoczyć całą prawą stronę. Co później? Przyjmijmy, że udałoby się zdobyć 18% głosów. Mając sporą liczbę mandatów, można by było poważnie namieszać w sejmie, przekonać do siebie wielu niezdecydowanych i... wprowadzić JOWy, które wtedy dałyby duże profity nowej sile. Kto wie, może...

niedziela, 10 maja 2015

Wielka, śmierdząca kupa

Wybory za nami. Duda i Komorowski powalczą w drugiej turze. W skrócie - bez zmian. Trzecia pozycja Kukiza z dobrym wynikiem cieszy, ale wcale nie daje nadziei. Dlaczego? Już wyjaśniam.


Niestety, na stanowisku prezydenta nadal nie będziemy mieli człowieka, który będzie reprezentował obywateli. Najważniejszy urząd w Polsce jest już stracony, trzeba się z tym pogodzić. 
Widać wśród społeczeństwa, że coraz większy odsetek ludzi chce zmian. Po dobrym wyniku Kukiza, wielu z optymizmem spogląda na wybory parlamentarne, jednak ja nie wierzę w dobry wynik. Dlaczego? Ano dlatego, że Kukiz niestety raczej nie pogodzi się z JKM. Doprowadzi to tylko do kolejnego podziału prawicy. O ile partia Kukiza będzie miała dużą szansę wejścia do parlamentu, o tyle KORWiN popłynie. W takim układzie pojawia się pytanie - czy Kukiz będzie w stanie zebrać odpowiednią grupę ludzi, która da sobie radę z lobbowaniem odpowiednich ustaw? 
Marzy mi się zjednoczenie sił JKM, Ciasteczkowego Pawła, Najpiękniejszego Mariana i Jacka Wilka. Tylko tak można by było stworzyć ugrupowanie, które miałoby ogromne szanse do rozwalenia tego systemu. Szkoda, że jest to nierealne.

Poza tym, ile % kart wyborczych będzie wyglądać tak, jak ta poniżej?


wtorek, 28 kwietnia 2015

Obiecać można wszystko

Sezon rozpoczęty, mecz wygrany, wszyscy się cieszą z dobrej formy zawodników. Niestety, wszystko przykrywa temat finansów, który znów będzie problemem Polonii. W czym problem? W stosunkach klubu z miastem.


Ponad miesiąc temu, wielmożny prezydent Głowski publicznie obiecał najwyższą dotację w historii. Brzmi pięknie, jednak w pamięci należy mieć skandaliczną umowę wynajmu stadionu, wyciągającą z klubu 300 tysięcy PLNów. Jak jednak można było się spodziewać, pieniędzy z Urzędu Miasta nie było, nie ma i pewnie nie będzie. Powód? Wielce czcigodny Pan Prezydent od ostatnich wyborów udowadnia Polonistom jak wielką ma władzę i jak łatwo może zmieść z powierzchni ziemi rywali politycznych (prezes i menago Polonii startowali w wyborach z ramienia Porozumienia Samorządowego). 


Nie powinno nikogo zastanawiać, jakim cudem prezydent może tak sobie pogrywać z klubem, który popiera znaczna grupa pilskiego społeczeństwa. Odpowiedź jest bardzo prosta. Co najmniej 60% pilan, od hałasu dochodzącego ze stadionu przy Bydgoskiej, woli fontanny, korony i kwiatki w centrum. Chora sytuacja, ale typowa dla pilskiego środowiska.

Co dalej? Prezydentejro może ze spokojem pokazać speedwayowi środkowy palec, gdyż jego elektorat i tak się nie zmniejszy. Ba, jednocześnie może on pozbyć się skrajnie niewygodnego rywala - opozycjonisty, który tylko wyciąga z budżetu pieniądze, które można w cudowny sposób przepuścić. 

Nie dziwi mnie nieobecność Głowskiego podczas niedzielnego meczu. Specjaliści od PR w urzędzie miasta doskonale wiedzieli, że zostanie on zjedzony przez kibiców, co może zachwiać jego pozycją wśród lokalnych lemingów. Polonia? Jak zawsze dostanie potężnego sierpa. Szkoda tylko, że będzie to już bomba powodująca knock - out.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Bezstronność

Od kiedy tylko zacząłem studia, wpaja mi się najważniejszą wartość dziennikarza - bezstronność. Każdy, niezależnie w jakiej dziedzinie, powinien brać pod uwagę wszystkie punkty widzenia czy strony konfliktu, dawać możliwość wypowiedzenia się przedstawicielom każdego ugrupowania itd. Wczoraj miał miejsce test TVP dotyczący polskiego systemu podatkowego. Za kasę z abonamentu wpajano przez cały wieczór tylko jedyną poprawną opcję.


Nie ukrywam, że poprzednie testy TVP oglądałem z zaciekawieniem. W końcu wydarzeń historycznych i sportowych nie da się tak łatwo zakłamać w publicznej TV, tym bardziej, kiedy zarówno w studio, jak i przed telewizorami zasiadają ludzie wykształceni. Tym razem było jednak dużo łatwiej. Choć co jakiś czas pojawiały się michałki ukazujących donosy jako rzecz pejoratywną, z przebiegu testu i wstawek reportażowych można było wyciągnąć zupełnie co innego.


No dobra, w czym widzę problem? Czy uważam, że podatki same w sobie są złe i kto je płaci jest debilem? Zdecydowanie nie. Moje poglądy mówią jednak o ich obniżeniu, zgodnie z tezami zdecydowanej większości polskich i zagranicznych ekonomistów. Czy mój punkt widzenia został chociaż przedstawiony? Cóż...

Nie da się ukryć, że w wielu momentach można było poczuć się jak na wiecu prezydenta BeKi, czy konferencji prasowej PO. Absolutnym hitem było stwierdzenie, że "Płacąc podatki poprawiasz jakość swojego życia". Ktoś chyba grzebał w ostatnich wypowiedziach Pani Pitery. Równie niesamowite wydawało mi się zdanie mówiące o tym, iż nasz system podatkowy jest... prosty. Co by nie mówić, takiej herezji nie spodziewałem się nawet po którymś z programów publicystycznych TVN. 


Na koniec zostawiłem sobie najlepsze. Absolutna automasakracja, samozaoranie, jak zwał tak zwał. Parafrazując treść jednego z materiałów należy zwracać uwagę na rachunek, jaki dostaje się w sklepie, czy np. u fryzjera. Jeśli będzie to paragon fiskalny, możemy ze spokojem wyjść. Jeśli jednak otrzymamy paragon niefiskalny, należy to zgłosić filii Urzędu Skarbowego. Dlaczego? Może on świadczyć o manipulacji usługodawcy oświadczeniem majątkowym. Donoszenie w końcu nie jest niczym złym. Czy to coś, delikatnie niemoralnego? Nawet jeśli, to co z tego? Państwo jest najważniejsze.

"Wszystko dla państwa, nic poza państwem, nic przeciw państwu" - mówił kiedyś Benito Mussolini. Brzmi znajomo? W TVP również brzmiało to totalitarnie. Teraz nasuwa się jedno pytanie. Czy rząd PO naprawdę dąży to stworzenia kraju na wzór Italii lat '30? Kto wie, może chodzi raczej o Koreę Północną, albo ZSRR? Tak czy inaczej, mam coraz większą ochotę stąd po prostu wyjechać. Szkoda moich nerwów.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Pokolenie debili

Nie znoszę, kiedy przez tak długi okres czasu nic nie wrzucam. Teraz przerwa miała prawie 2 tygodnie, przez co znowu muszę o sobie tylko przypominać. Nie o tym jednak dzisiaj chcę pisać. W ostatnich dniach kilka osób udowodniło mi, jak bardzo mało wiem o świecie. Nie to mnie jednak przeraża. 


Doskonale wiem, że za mało czytam i moje argumenty bardzo często są łatwe do zbicia. Uświadamiam sobie jak mierna jest moja wiedza na różną tematykę. Myślę, że jedynie w swojej specjalizacji mogę konkurować z największymi głowami, choć nadal bym tą walkę przegrał. Jednocześnie jednak z każdym dniem widzę, że już moje pokolenie, nie mówiąc o młodszych, nie ma pojęcia o absolutnych podstawach. Obawiam się, że przechodząc ulicą i zaczepiając przypadkowe osoby w podobnym wieku, nie otrzymywałbym odpowiedzi na pytania takie jak:
- kim był Vaclav Havel
- kim był gen. Francisco Franco
- kto był pierwszym prezydentem Polski
- jakie są podstawowe postanowienia głównych nurtów politycznych
Jaka jest tego geneza?


Niestety, w tzw. pierwszym świecie, wiedza jest już passe. Ważne, żeby się drogo ubrać, robić dobre fotki na instagrama i zbierać jak najwięcej lajków. Ludzie stali się ignorantami, którzy już niedługo zapłacą za swoje postępowanie. Na każdym kroku postępuje indoktrynacja, której wielu zwyczajnie nie dostrzega. Sam zauważyłem, że wiele treści zostało wyrzucone np. z podręczników od historii. Niestety, to dopiero początek. 

poniedziałek, 30 marca 2015

W końcu wiosna!

Nareszcie! Kolarski kwiecień zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim najpiękniejsze klasyki, które swoim niezwykłym klimatem biją na głowę nawet wielkie toury. Za co tak kochamy wyścigi jednodniowe i czego możemy się po nich spodziewać?


Przede wszystkim należy pamiętać, że kolarskie monumenty rządzą się swoimi prawami. W odróżnieniu od pojedynczych odcinków etapówek, czy płaskich jednodniówek, wielkie ściganie trwa często około 3 godziny. Co więcej, już na 100 kilometrów przed metą mogą mieć miejsce wydarzenia, które w bardzo znaczącym stopniu wpłyną na końcowe wyniki i nie chodzi tu o upadki czy defekty. Pierwsze bergi, poważne bruki, sztywne „cotes”, to wszystko wprowadza ogromnie dużo nerwowości w peletonie, mimo iż do mety jeszcze bardzo daleko. W związku z powyższym, szary kibic, który rywalizacje zawodników ogląda w telewizji, nie może przegapić nawet kilku pierwszych minut relacji.


Co buduje tak niezwykłą atmosferę? Przede wszystkim prestiż. Wszystkie największe gwiazdy mają w swoich kartotekach zarówno triumfy, jak i porażki na trasach klasyków. To właśnie piekło północy, flandryjska piękność, czy staruszka pokonywały największych mocarzy. Nie ma w peletonie zawodnika, który nie obawiałby się majestatycznego gniewu królowych. Każdy zdaje sobie sprawę, że jeden błąd może przekreślić szansę na odniesienie wielkiego sukcesu. Stąd też tak wielka nerwowość i niezwykłe emocje.


Wiosenne klasyki różnią się także samą rozgrywką taktyczną. Zdecydowanie trudniej jest kontrolować wyścig przez cały czas jego trwania. W biegiem kilometrów, każdy zespół się wykrusza, a akcje zaczepne inicjują Ci, którzy mają wystarczające umiejętności, by dojechać do mety przed głównymi faworytami. Idealnym tego przykładem jest Paryż – Roubaix z 2011 roku, kiedy Johan Van Summeren ograł wszystkich rywali, atakując bardzo wcześnie. W skrócie, najwięksi mocarze zawsze muszą liczyć przede wszystkim na siebie.


Czego możemy oczekiwać po tegorocznych bataliach w północnej Europie? Przede wszystkim ogromnych emocji. Niezwykle ciekawie zapowiadają się pojedynki na kocich łbach. Ze względu na brak Fabiana Cancellary i Toma Boonena, mamy do czynienia ze swoistym bezkrólewiem. Kto może powalczyć? Honoru Treka bronić będzie dwukrotny triumfator Ronde van Vlaanderen, Stjin Devolder. Do grona faworytów zaliczyć można bardzo długą listę zawodników. Przede wszystkim, oczy kibiców i rywali zwrócone będą na Grega Van Avermaeta, Zdenka Stybara, Nikiego Terpstrę, Alexandra Kristoffa, Sepa Vanmarcke, Iana Stannarda i Petera Sagana. Jednak nie od dziś wiadomo, że równie bacznie spoglądać należy na drugi szereg, w którym wymienić można by było co najmniej 20 kolejnych zawodników. Wśród nich, wielu specjalistów zwraca uwagę na dwójkę młodych wilków, Yvesa Lampaerta oraz Tiesj Benoota. Szczególnie ten drugi, w ostatnim czasie, zaskakuje doskonałą formą. Kto wie, może już niebawem zrodzi się nowa gwiazda bruków?


Nieco inaczej sytuacja wyglądać będzie w Ardenach. Na sztywnych pagórkach najprawdopodobniej zobaczymy wszystkie gwiazdy z Michałem Kwiatkowskim na czele. Lista głównych faworytów będzie prawie identyczna do tej z roku ubiegłego. Wspomniany już Kwiato, Alejandro Valverde, Robert Gesink, Joaquin Rodriguez, Philippe Gilbert, Rui Costa, Daniel Martin, Julian Arredondo i wszyscy specjaliści od szybkiej jazdy pod górę, z Nibalim i Froomem na czele. Wciąż niepewny jest start Simona Gerransa, który dopiero podczas Vuelta al Pais Vasco wróci do ścigania po dwóch, nieprzyjemnych kontuzjach. Czarny koń? Tim Wellens. Kolejny młody Belg reprezentujący barwy Lotto Soudal, przez ostatni rok poczynił niewyobrażalny postęp. Nie da się ukryć, że jest on jedną z nadziei Belgów na doskonałe wyniki w drugiej połowie kwietnia.


Co pozostało nam, kibicom? Zarezerwować sobie wolne kolejne 4 weekendy, zaopatrzyć się w niewyobrażalne ilości chipsów i popcornu i delektować się fantastyczną, kolarską ucztą. Dopingujmy z całych sił.

niedziela, 29 marca 2015

Remis, a cieszy


Uff... było ciężko. Z Irlandii wracamy z punktem i nadal jesteśmy niepokonani w eliminacjach do Euro 2016. Czy podział punktów jest sprawiedliwy? Myślę, że tak, patrząc na to jak spotkanie układało się przez całe 95 minut. Dobre spotkanie Peszki i Fabiańskiego, którzy wyglądali znakomicie na tle rudzielców. Dobrze Glik, solidnie Krychowiak. O pozostałych zawodnikach ofensywnych nie ma co dużo mówić, bo praktycznie nie mieli możliwości gry. O dziwo całkiem niezły mecz krula, który nie popełniał większych błędów. Olkowski i Szukała słabo, niestety. Jodłowiec był raz przy piłce. Zdecydowanie brakuje Jędzy, Piszczka i Grosika. Z nimi ten skład jest kompletny. No i niestety, obawiam się, że Arabia niszczy Szukałę. Potrzebujemy stopera od zaraz, tym bardziej, że Glik nie zagra z Gruzją. 

Był to mecz na ciężkim terenie. Jeszcze przed jego rozpoczęciem mówiłem, że remis biorę w ciemno. Nie jestem zawiedziony. Chłopcy walczyli, choć nie ustrzegli się błędów. Najważniejsze jest to, że to nie my straciliśmy punkty, ale Irlandczycy. W końcu to oni muszą do nas odrabiać, a na swoim stadionie o mało co jeszcze nie stracili.

PS: Za faul na Miliku należała się czerwień. Spóźniony, prosta noga, bezpośrednio w przeciwnika, w pełnym biegu. Lubię ostry football, ale nie popadajmy w skrajności.

środa, 18 marca 2015

Pedał pedałowi żydem, czyli o wolności słowa zdań kilka

Wiem, że wchodzę na bardzo niepewny grunt, ale tyle ostatnio o tym myślałem, że muszę się wypowiedzieć. Od wielu lat, przede wszystkim środowiska lewicowe, na każdym kroku walczą o wolność słowa, równość społeczną itp. Wszystkim, którzy w wielu względach się z nimi nie zgadzają, nazywają zamachowcami na wyżej wymienione prawa. Czy mają rację? Niekoniecznie.


Czym jest sama wolność słowa? Zgodnie z regułkami, jest to prawo do publicznego wyrażania własnego zdania oraz poglądów, a także jego poszanowania przez innych. W teorii więc, niezależnie od tego, co myślisz, masz prawo do głoszenia tego całemu światu. Brzmi naprawdę ciekawie, ale czy działa tak w praktyce?

Niestety, rzeczywistość, szczególnie ostatnimi czasy, w brutalny sposób pokazuje, że społeczeństwo zostało podzielone na tych, którzy mówić mogą i tych, których poglądy są passe. Bardzo dobrze było to widoczne podczas szumu wytworzonego w związku z zamachem na redakcję Charlie Hebdo. Cały świat oszalał, uważając, że był to muzułmański atak na wolność słowa. Francuzi chodzili po Paryżu z długopisami w rękach, głos w sprawie zabierały wszystkie rządy najsilniejszych państw na świecie itp. Jednocześnie, kilka dni wcześniej, również w Paryżu, zatrzymany przez służby mundurowe został jegomość przechadzający się po stolicy Francji w koszulce propagującej klasyczny system rodziny. Czy w jakikolwiek sposób szkodził innym? Nie sądzę. Wychodzi na to, że Jezus zapinający Boga, mając jednocześnie w tyłku Ducha Świętego jest spoko, ale zwykła koszulka z napisem/rysunkiem mówiącym o potrzebie posiadania przez dzieci matki i ojca już nie?


Nie interesuje mnie ile osób nie zgodzi się z tym co napiszę, ale taka jest prawda. Jeśli naprawdę chcemy mieć na tym świecie wolność słowa, musimy dawać możliwość wypowiedzenia się obu stronom. Nie da się ukryć, że powyższy obrazek w z dużą siłą uderza w środowiska katolickie. Czy ktoś krzyczał przez cały tydzień, że to profanacja? Nie bardzo. Jednocześnie, proszę spojrzeć na słynną ostatnio reklamę polskiej kurii, brzmiącej "Konkubinat to grzech". Hasło zgodne z nauką Kościoła, które możesz wziąć do siebie, albo po prostu przejść obojętnie. Co się stało chwilę po powieszeniu tychże bilboardów? Środowiska antykościelne, bez zastanowienia, zakleiły konkubinat słowem pedofilia. Wolność naruszona? Bez dwóch zdań. Ktoś się obruszył? Niewielu. 

Przejdźmy teraz na drugą stronę barykady. Behemoth ma zaplanowany koncert w poznańskim Eskulapie. Na kilka dni przed koncertem zaczyna się bojkot, rozpoczęty przez wiernych. Ostatecznie nie dochodzi on do skutku, a Nergal i jego świta co? Mówią o zamachu na wolność słowa. Cóż, chciałoby się powiedzieć, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. 


Najwyższy czas, aby wszyscy zrozumieli, że w momencie, kiedy chcemy mieć do czynienia z kompletną wolnością słowa, należy wyrzucić do śmieci takie słowa jak rasizm, antysemityzm, homofobia, heterofobia i długo by wymieniać. Słuchać deathmetalu szkalującego wszelkie religie? Spoko, Twój wybór. Jesteś fanem medium jadącego jak tylko się da po Żydach? Żaden problem, skoro takie jest Twoje zdanie, to nic mi do tego. Jesteś zafascynowany Mein Kampf i marzysz o powrocie nazizmu? Luz.
Ilu z was poczułoby/poczuło się urażone przez drugą osobę, jeśli ona nawciskałaby kompletnie Twoim autorytetom, profanowała święte symbole, czy mówiła prosto w twarz, że powinieneś/powinnaś jak najszybciej umrzeć? Absolutnie wszyscy. Jeśli chcecie 100% wolności słowa, musicie się na to uodpornić. Jeśli ktoś o skrajnych poglądach zacznie działać niezgodnie z prawem, pójdzie siedzieć prędzej czy później. 

Na szczęście istnieje ciągle druga możliwość, zdecydowanie bardziej cywilizowana. Wystarczy szanować się wzajemnie i zachowywać zgodnie z moralnymi zasadami. Charlie Hebdo powinien przestać publikować skrajnie idiotyczne obrazki, wierni powinni przestać szykanować biletowane imprezy niezgodne z ich ideologią (choć same imprezy też powinny szanować pozostałych), Radio Maryja powinno przestać pozwalać na puszczanie w eter antysemickich wypowiedzi itd. Mamy wybór, skrajność, albo savoir vivre. Decyzja należy do was.

poniedziałek, 16 marca 2015

Żyję!

Jeśli komuś wydawało się, że zniknąłem (podobnie jak Putin), był w błędzie. W ostatnich dniach mam bardzo dużo roboty. Niemniej jednak, na dniach powinien wlecieć najgrubszy, z mojego punktu widzenia, post w historii. Praca wre moi mili. Na umilenie czekania, wrzucam ładną koleżankę.


sobota, 7 marca 2015

Patriotyzm

Od kilku dni słyszę dookoła mnóstwo pytań, co jest powodem tak wielkiego zwiększenia się ilości patriotów wśród młodych ludzi. Wiara nie rozumie też dlaczego tenże patriotyzm staje się tak głęboki, pełny, romantyczny. Choć odpowiedź wydaje się być bardzo prosta, ogromna liczba obywateli jej nie rozumie.


Moje pokolenie jest jednym z pierwszych, które było od początku edukowane w częściowo wolnej Polsce. Mieliśmy okazję dowiedzieć się wielu rzeczy, których nasi rodzice wiedzieć nie mieli prawa. Od początku mówi się nam o tym, jak poprzez wojny z Cesarstwem, Zakonem, Moskwą, Szwecją, Turcją itd. Rzeczpospolita (zarówno sama Korona, jak i RP Obojga Narodów) rośnie w siłę. Na podstawie badań historyków zarówno polskich, jak i zagranicznych, dowiadujemy się jak ważną rolę w Europie odgrywaliśmy i jak potężnym państwem byliśmy. Ba, nasz język był nawet językiem międzynarodowym. 


Później, jak wiadomo, wszystko się posypało. Najeźdźcy zaczęli wygrywać wojny, obce władze na naszym tronie nie działały dla dobra Polski itd. Nadeszły zabory, okupacja, próba odebrania tożsamości narodowej. Swoich sił w walce o wolność próbowali powstańcy, jednak nie dali rady. Swego dopięliśmy dopiero w 1918, kiedy to po zakończeniu I WŚ odzyskaliśmy niepodległość. Później jeszcze przyszedł IV rozbiór, Powstanie Warszawskie i 45 lat komuny. 


Choć mówi się, że od 1989 roku jesteśmy wolni, do dziś bardzo wysokie stołki zajmują osoby, które w ostatnich latach były częścią reżimu. Nie chcę pisać o nazwiskach. Jeśli ktoś posiada choć trochę wiedzy, będzie wiedział o kogo chodzi. Do tego, bez przerwy, rząd udowadnia nam, jak to łatwo i przyjemnie można żyć, kiedy ma się wśród decydentów znajomości. Kolesiostwo, rozrzucanie publicznych pieniędzy itp. Z pewnością nie o taką Polskę walczyli Ci, którzy tylko po to, by mówić po polsku i pielęgnować naszą kulturę sięgali po broń. Dziwi mnie, że ludzie nie rozumieją, dlaczego tak wielkim szacunkiem darzy się weteranów. Jak można nie odnosić się do nich, jak do bohaterów, skoro to właśnie dzięki nim nie naparzamy teraz po niemiecku, czy rosyjsku? Jak można nie szanować w specjalny sposób tych, którzy byli gotowi oddać życie za biel i czerwień? Nigdy tego nie zrozumiem. 


Co więcej, wynoszenie na piedestał np. żołnierzy AK wiąże się z tym, że zawsze byliśmy pozostawieni sami sobie, tak jak oni. Bez sojuszników (nie licząc odwiecznych braci z Węgier) radziliśmy sobie w najtrudniejszych momentach. Co się dzieje teraz? "Dobrowolnie" podporządkowujemy się tym, którzy przez lata byli odpowiedzialni za rozlaną krew naszych przodków. Ba, specjalnie dla utrzymania z nimi "sojuszu", nasza władza zapomina o Polakach. Stąd też coraz częściej mówi się o powrocie do skrajnej suwerenności, której też sam bym chciał. Pojęcie suwerenności jest jednak tematem na inny post. Jako młody Polak, uczony przez kilku fantastycznych historyków, czuje, jakby ktoś obecnie próbował najzwyczajniej w świecie oddać ten kraj w obce ręce. Boli to jak cholera. Na szczęście widać gołym okiem, że ruchy patriotyczno-wolnościowe przybierają na sile. Kto wie, może już niedługo coś się zmieni?

środa, 4 marca 2015

Połączmy ligi!

Choć przez wiele dni byłem bardzo sceptyczny co do opcji połączenia Nice Polskiej Ligi Żużlowej i Polskiej 2. Ligi Żużlowej, ostatnio przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który powinien zostać rozpatrzony. Myślę, że wielu może on przypaść do gustu.


Pewne jest, że najmocniejsze drużyny lałyby niemiłosiernie Lublin czy Rawicz. Myślę jednak, że inteligentni prezesi nie pozwoliliby na to, aby wielce nadwyrężać budżet swojego klubu. Co za tym idzie, prawdopodobnie taki Daugavpils stawiałby raczej na rezerwę w miejsce najdroższych liderów. W pewnym sensie "wyrównałoby" to mecze, ale zmiany dotyczyłyby przede wszystkim małych punktów. Druga sprawa jest taka, że ostatnio speedway tak się wyrównał, że Krosno, czy nawet Piła, na swoim torze, byłaby w stanie powalczyć z Bydgoszczą czy Krakowem. 


Najważniejsze jednak miałoby miejsce po sezonie. W stawce byłoby 11/12 zespołów, które walczyłyby zarówno o awans, jak i... o utrzymanie. Opole, Gdańsk, Częstochowa i Poznań odgrażają się, że wrócą do rywalizacji w 2016 roku. Nie powinno być więc problemem ponownie podzielić stawkę na dwie ligi. Plan jest taki: Po zakończeniu rozgrywek, pierwsza drużyna awansuje do E-ligi, druga jedzie baraże, a te z miejsc 3-8 zostają w Nice PLŻ. Pozostali spadają do 2.PLŻ, tworząc ligę zbudowaną z 7 klubów. Warto przypomnieć, że zgodnie z planem, w sezonie 2015 I lidze wystartować ma 7 ekip, a co za tym idzie, przy połączeniu, jeden zespół z obecnej II ligi w pewnym sensie by awansował.
Znając życie PZM i tak nakaże jazdę w czwórkę na najniższym szczeblu, co nawet mnie może bardzo szybko znudzić.

sobota, 28 lutego 2015

W drużynie siła!

Pięknie, pięknie, pięknie! Pozamiatali! Nasze chłopaki udowodnili, że potrafią pięknie skakać i wracają do domów z brązowym medalem w konkursie drużynowym! 


Dwa równe, bardzo dobre skoki Pitera, absolutna armata w 2 serii Klimka, znaczna poprawa Janka, równe i dalekie loty Kamila. To wszystko złożyło się na drugi z rzędu medal skoczków w drużynie. Tym razem jednak było to zrobione w jeszcze lepszym stylu. Do końca walczyli bowiem o srebro. Zabrakło niewiele, ale nie to jest najważniejsze. Wciąż jesteśmy w ścisłej czołówce!

Z ogromną przyjemnością patrzy mi się teraz na wielkich hejterów, którzy uznawali mistrzostwa w Falun za ogromny regres naszej kadry, chcieli wyrzucać trenera Kruczka i niektórych zawodników. Wszystkim im zostały dzisiaj zamknięte usta i to w sposób niebywały. Panowie po raz kolejny udowodnili, że mają ogromny potencjał, a ten sezon jest dla nich po prostu cięższy. Nie da się przecież cały czas notować wielkiego progresu.

Chłopaki, gratulacje!

piątek, 27 lutego 2015

Halooo... Łymbledon!

Nazwanie mnie wielkim kibicem tenisa to spore nadużycie. Nie jestem też specjalistą w dziedzinie życia młodzieży w latach '30, czy Powstania Warszawskiego. Jestem jednak dziennikarzem, który niedawno zaczął swoją przygodę z zawodem, w którym przez lata pracował Bohdan Tomaszewski. Niestety, od dzisiaj musimy radzić sobie bez niego.


W tym roku, ten niezwykły człowiek skończyć miał 94 lata. Nie trudno wyliczyć, że przeżył ogromnie wiele. Od rządów Endecji, przez Sanację, II Wojnę Światową, Powstanie Warszawskie, lata komunizmu, aż do dzisiejszej wolności (jaka jest, taka jest, ale to jednak wolność). W latach młodości był wicemistrzem Polski juniorów w tenisie, służył w AK, a potem został jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) sprawozdawcą w historii Polski. Jego sposób komentowania, umiejętność posługiwania się w niezwykły sposób polszczyzną, ogromna wiedza, ale i doświadczenie. Jednym słowem, legenda.


Od małego dziecka darzyłem Pana Bohdana niewyobrażalnym szacunkiem. Wszystkie mecze, które miał przyjemność komentować za mojego życia oglądałem z ogromnym zainteresowaniem. Najbardziej jednak zapadła mi w pamięć sytuacja z Belwederu, kiedy to po Wimbledonie 2013 spotkał się on z prezydentem, Agnieszką Radwańską, Łukaszem Kubotem i Jurkiem Janowiczem. Tomaszewski opowiedział swoją historię, w której przypomniał swoją, niestety krótką, karierę zawodniczą, to, jak jego koledzy tenisiści umierali na wojnie i jak przez lata czekał, aż Polak lub Polka wygra najpiękniejszy turniej na świecie. Cieszę się niezmiernie, że jeszcze za jego życia Isia zaliczyła finał, a panowie zaszli tak daleko. Jednocześnie obowiązkiem jest obejrzeć dzisiaj relację z meczy Wojciecha Fibaka z komentarzem Pana Bohdana. Zdecydowanie.



Co teraz? Płakać z pewnością nie będziemy. Fale ogromnego szacunku w kierunku tej niezwykłej osoby płynęły przez wiele lat i płynąć będą na wieki. Nam, dziennikarzom pozostaje brać przykład. Wiecznie pilnować uśmiechu na twarzy, robić to co się kocha i żyć tym z całych sił. Swoją pracą pozostawił nam ogromnie dużo porad co do prezencji i warsztatu dziennikarskiego. W końcu był również idealnym przykładem prawdziwego dżentelmena.


Jest jednak pewien mankament, który niezmiernie mi przeszkadza. Przeglądając internety zauważyłem, że ogromny procent młodych nawet nie zna najwybitniejszej postaci polskiego dziennikarstwa sportowego. Boje się o to, kto będzie pracował na moją emeryturę.
Niezależnie od tego, czy interesujesz się sportem, postaraj się pokazać młodym kto to Bohdan Tomaszewski. Oni nie będą już mieli okazji posłuchać jego głosu, czy spotkać się z nim. 


Panie Bohdanie, dziękuje!

czwartek, 26 lutego 2015

Poczekajcie

Za nami już 2 konkursy indywidualne na mistrzostwach świata w Falun. Niestety, oba nie były tak udane, jakby wielu sobie życzyło. Janusze już głośno zaczynają krzyczeć o wielkim kryzysie, który spotkał polskie skoki. Ja jednak apeluję, poczekajcie do zawodów drużynowych. Dopiero po nich będzie można w pełni posumować najważniejszą imprezę sezonu. Również wtedy udowodnię wielu z was, że obecne wyniki to i tak jedne z lepszych w historii.


wtorek, 24 lutego 2015

Do you wanna be...?

W ostatnich dniach, bez przerwy katuję J Cole'a. Muszę przyznać, że jego ostatni album jest absolutnie mistrzowski, nie tylko ze strony technicznej, ale także lirycznej. Już intro jest pokazem umiejętności Amerykanina. To właśnie ten spokojny bicik słyszę dzisiaj cały dzień. Dlaczego tak bardzo się nim jaram? Bo udowadnia ludzką ignorancję wobec samych siebie.


Czy chcesz być szczęśliwy? Chcesz być wolny? Wydaje się, że to kompletnie oklepane pytania, ale prawda jest taka, że mało kto powie "tak, chcę" po choć krótkim namyśle. Dlaczego? Rozsądek. To właśnie on jest najczęściej przeszkodą w byciu szczęśliwym i wolnym. Możecie nazwać mnie oderwanym od rzeczywistości, ale spójrzcie prawdzie w oczy. 


Ilu z was wybrało szkołę/zawód, biorąc pod uwagę rynek pracy, potencjalny zarobek, pozycję w społeczeństwie itp. Ile w swoim życiu przeczytaliście wywiadów z jakimś idolem, który od początku robi to co kocha, podczas gdy wy siedzieliście w tym czasie na nudnych zajęciach, bądź przy stercie gówniatej roboty. Ile razy powtórzyliście sobie "daaaamn, nienawidzę poniedziałków, znów do roby..", "szlag, wejściówa z biologii organicznej... pamiętaj, lekarz dobrze zarabia"?


Czujesz się szczęśliwy i wolny męcząc się niemiłosiernie, tylko po to, aby zarabiać trochę więcej zielonych? Pamiętaj, to co wypracujesz za młodu, zostaje z Tobą do końca życia. W robocie spędzisz najprawdopodobniej najbliższe 45 lat życia. 45 lat z pieczątkami, i 26 dniami urlopu + kilka świąt. Pomyśl, czy wtedy, na łożu śmierci, będziesz mógł powiedzieć, że całe życie byłeś szczęśliwy i wolny? Nie sądzę. 

Teraz odpowiedz sobie na dwa ważne pytania. Co kochasz robić i o czym marzysz? Pełnie szczęścia dać Ci może jedynie spełnienie swojej własnej osoby. Kolejne zadanie - przypomnij sobie, kiedy ostatni raz zrobiłeś coś, co zawsze chciałeś. Jak się wtedy czułeś? Szczęśliwy i wolny? No właśnie.


Do you wanna, do you wanna be
Do you wanna, do you wanna be
Do you wanna, do you wanna be, free
Do you wanna, do you wanna be, happy
Do you wanna, do you wanna be, happy
Do you wanna be, happy
Do you wanna, do you wanna be, happy
I said do you wanna, do you wanna be, happy
I said do you wanna, do you wanna be, free
I said do you wanna, do you wanna be happy
I said do you wanna, do you wanna be, free
Free from pain, free from scars
Free to sing, free from bars
Free my dawgs, you're free to go
Block gets hot, the streets is cold
Free to love, to each his own
Free from bills, free from pills
You roll it loud, the speakers blow
Life get hard, you ease your soul
It clears your mind, learn to fly
Then reach the stars, you take your time
And look behind and said what I can
Look how far I done came
They say that dreams come true
And when they do that there's a beautiful thing
Do you wanna, do you wanna be, happy
I said do you wanna, do you wanna be, free
I said do you wanna, do you wanna be

poniedziałek, 23 lutego 2015

Jak w 2 dni zarobić na blogu


NIE WIEM

Na jakiekolwiek bonusy trzeba sobie porządnie zapracować. Nie ma czegoś takiego jak profit z góry. Chcesz być znany? To pisz jak najwięcej i najsensowniej, a z czasem wszystko przyjdzie. Pamiętaj jednak, jeśli zakładasz stronkę tylko po to, aby się wzbogacić, to gówno z tego będzie. Blogowanie to nie zarobek, a przyjemność. Pamiętaj o tym. Wyraź siebie, otwórz się, poczuj klimat zamiast myśleć o kasie. To jest najważniejsze.


niedziela, 22 lutego 2015

10 000, dzięki!

No i pękło 10 kafli wejść. Może i nie jest to wielki wynik, ale zawsze takie święto cieszy. Dzięki wielkie za to, że jesteście w stanie ze mną wytrzymać. Pozdro!