poniedziałek, 7 października 2013

Kolarski sezon 2013 zakończony - podsumowanie

Aż nie chce się wierzyć, że to już koniec. Cały sezon 2013 minął szybciej niż mogłoby się wydawać. Pamiętam pierwszy etap Tour Down Under, jakby to było wczoraj. Cóż, jednak stało się. Lombardia już za nami. To koniec, nikt przecież, włącznie ze mną, nie uznaje pekińskich gówienek. Co przyniósł nam ten sezon? Dla nas, Polaków, radości było wiele, co czym pisałem jakiś czas temu. Jak wyglądało to na tle ogółu? Szczerze mówiąc, naprawdę dobrze. Kto zaskoczył, kto zdominował, kto zawiódł? Enjoy ;]

W kolarskim światku mówi się, że objawieniami tego sezonu byli zawodnicy z Polski i Kolumbii. Pozwolę sobie zgodzić się z tą opinią. O naszych już było, więc o jakich kolumbijskich gwiazdach mowa? Przede wszystkim dwójka młodych Nairo Quintana i Carlos Betancur. Zacznijmy od tego pierwszego. Czym zdobył serca kibiców mały Nairo, który wygląda przynajmniej 10 lat starzej? Przede wszystkim 2 miejscem w Tour de France. Po fantastycznej jeździe i problemach Alejandro Valverde to właśnie on stał się liderem hiszpańskiego Movistaru. Może i wyszło lepiej. Dzięki temu dostał szansę zaprezentowania się z jak najlepszej strony. Wykorzystał ją najlepiej jak mógł. Fantastyczną jazdą, walką i porażką tylko z Chrisem Froomem. Oprócz tego, po drodze wygrało mu się Wyścig dookoła kraju Basków i Vueltę a Burgos. Dorzucając do tego 4 miejsce w Volta Catalunya i pozostałe skalpy z Touru, patrz koszulka górala i młodzieżowca oraz wygrany etap, lista jego osiągnięć robi się naprawdę fantastyczna. Oby tak dalej Nairo, brawo.



Nieco szybciej do głosu zdołał dojść Carlos Betancur. Co prawda dobrą passę zaczął od fantastycznej walki na jednym z etapów Pais Vasco z Sergio Henao [cały wyścig skończył na 7 miejscu], jednakże cała kampania wiosenna wyszła mu naprawdę świetnie. 3 miejsce w La Fleche Wallone, kiedy to zdawało się, że niemożliwym atakiem na Muur de Huy zdoła dojechać pierwszy, oraz 4 miejsce w staruszce Liege - Bastogne - Liege były dopiero przedsmakiem jego wyścigu życia, jakim okazało się być Giro d'Italia. Właśnie we Włoszech, swoją fantastyczną jazdą przysporzył sobie wielu kibiców. Ostatecznie wyścig zakończył na 5 pozycji. Niestety, w dalszej części sezonu, lekko leniwy Carlos nie zdołał już odbudować swojej epickiej dyspozycji. 


Trzecim objawieniem jest zawodnik zza naszej południowej granicy. Swoje pierwsze zwycięstwo w World Tourze odniósł podczas Tour de Pologne w Polsko-czeskim Cieszynie. Mowa oczywiście o Zdenku Stybarze. 28 letni Czech dał o sobie znać podczas najtrudniejszego z klasyków, Paryż - Roubaix. Właśnie tam, jego gwiazda zaczęła lśnić. Po świetnej jeździe zakończył wyścig na 6 pozycji. Mógłby być wyżej, gdyby nie pech na jednym z ostatnich odcinków brukowych. Odbił to sobie w sierpniu, podczas Eneco Tour. Tam, oprócz klasyfikacji generalnej zgarnął także 2 etapy, nie pozostawiając rywalom jakichkolwiek złudzeń, szczególnie, jeśli chodzi o wygraną na legendarnym Kapelmuurze. Ostatecznie, sezon podsumował wygraną etapową podczas hiszpańskiej Vuelty, pokonując na finiszu Phillipe'a Gilbert'a.



Ostatnie z objawień to drugi z przedstawicieli Omegi Pharmy. Wysoki belg Stjin Vandenbergh podbił serca flamandzkich kibiców, oraz moje. Mimo stosunkowo zaawansowanego wieku [29 lat], był to jego pierwszy tak udany sezon. 2 miejsce w Omloop Het Nieuwsblad, 8 w Gent - Wevelgem, oraz świetna jazda podczas Paris - Roubaix zakończona przez... kibica. Cóż, może za rok będzie lepiej? Okaże się jednak, czy razem ze Zdenkiem nie będzie musiał pracować na dobry wynik Toma Boonena. 


Oprócz tego, było kilku zawodników, którzy może nie objawili się, ale pokazali się z bardzo dobrej strony. Przede wszystkim chodzi mi o Sepa Vanmarcke, Rui Costę, Daniela Martina, Chrisa Hornera, Michaela Matthewsa, Rohana Dennisa. To tylko kilka nazwisk, które w tym roku poczyniły znaczny progres w swoich wynikach. Oby tak dalej panowie.



Nadszedł czas na dominatorów sezonu 2013. Tak naprawdę, dominatorów było dwóch. Ten, który nie dał nikomu najmniejszych szans podczas kampanii północnej, Spartakus z Wohlen, Fabian Cancellara, oraz gwiazda Brytyjskiego kolarstwa i zwycięzca Tour de France Chris Froome. Ten pierwszy, po raz kolejny pokazał, że bruki to jego dom. Na rozgrzewkę wygrał sobie w wielkim stylu E3 Prijs Vlanderen, aby potem, jeszcze bardziej okazale, wygrać we flandryjskiej piękności. Na koniec nie mógł dać sobie wydrzeć zwycięstwa w Paris - Roubaix, mimo iż na kilka dni przed startem nie było wiadome, czy w ogóle wystartuje. Z wyścigu tego na pewno zapamiętamy jego piękny pojedynek z Sepem Vanmarcke na samym welodromie w Roubaix. Coś niezwykłego. Dodatkowo, Cancellara dorzucił sobie wygrany etap Vuelta Espana oraz brąz mistrzostw świata w jeździe na czas. Tak na dobre zakończenie sezonu.

Czym natomiast zaimponował Froome? Wygrana w wielkiej pętli była zwieńczeniem wielkiego sezonu Anglika. 28 letni zawodnik znakomitą formę pokazywał już od lutego, kiedy to wygrał Tour of Oman. Później "przyplątało się" 2 miejsce w Tirreno - Adriatico, wygrana w Criterium International, Tour de Romandie i Criterium  du Dauphine. Coż, każdy chyba chciałby na koniec wygrać sobie jeszcze Tour de France. Mu się to udało i to w stylu godnym wielkiego mistrza. Kto wie, może narodziła się kolejna z kolarskich legend... Oby. Wszystko okaże się w przyszłym sezonie.






Na zakończenie nadszedł czas na tych, którzy zawiedli na całej linii wszystkich swoich fanów. Wielkich blamaży nie było zbyt wiele, jednak jeden z nich szczególnie mnie zabolał. Który, dowiecie się za chwilę. Zacznę od tego, który może nie zawiódł kompletnie, ale uznał sezon za przegrany. Mistrz jazdy w wielkich tourach, Alberto Contador. Nie odniósł on przez cały sezon żadnego zwycięstwa, a Tour de France zakończył nawet poza podium. Był to dla niego prawdziwy blamaż. Szkoda. Może w przyszłym roku znów zobaczymy go w wielkiej formie?



Drugim z przegranych jest wielki rywal księgowego, a zarazem zawodnik mi najbliższy. Andy Schleck, już drugi sezon z rzędu zawodził na całej linii. Najlepszym wynikiem było... 20 miejsce w Tour de France. Andy, co się dzieje? Gdzie podział się ten ambitny, waleczny i fantastyczny w górach luksemburczyk? Wygląda na to, że źle przepracowana zima dała wyraźne efekty. Oby tym razem było inaczej. Wyobraźmy sobie walkę Schleck, Contador, Quintana, Froome. Może w 2014...


Ostatnim z wielkich przegranych jest... "wielka gwiazda" Bradley Wiggins. Cóż, trzeba było powalczyć z mocniejszymi rywalami i już cały sezon do luftu. Szkoda gadać. Otwarcie przyznaję, że ten gość jest kompletną parodią z jedną żółtą koszulką w domu. Z resztą, Ci co oglądali Giro wiedzą o co chodzi. Kompletny brak ambicji, jazda tylko na nazwisku i pomocy kolegów. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie to on będzie pomagał Froomowi i zobaczy gdzie jest jego miejsce. 


Oprócz wyżej wymienionych, słabszy sezon zaliczyli także chociażby Samuel Sanchez, Igor Anton, Cadel Evans, Phillipe Gilbert. Czyżby byłyby to ostatnie chwile pokolenia przełomu tat 70 i 80? Wszystko na to wskazuje.

Nie tak dawno, na jednym z zagranicznych portali przeczytałem bardzo dobry tekst dotyczący zmiany pokoleniowej w światku kolarskim. Coraz bardziej na drugi plan odchodzą tak wielkie nazwiska jak Contador, Boonen, Valverde, Sanchez, Hushovd itp. Pokolenie to zostało nazwane pokoleniem Cancellary. Dlaczego odchodzi ono na drugi plan? Z tyłu coraz śmielej atakują młode wilczki. Quintana, Demare, Kwiatkowski, Betancur, Matthews. Czy już za rok wygryzą oni starą, wielką gwardię? Pierwsze odpowiedzi poznamy podczas wiosennych mistrzostw świata, czyli Mediolan - San Remo.