niedziela, 6 października 2013

W poszukiwaniu czytelnika

Ile to razy każdy z nas słyszał o akcji z dziennikarskimi kaczkami. To ten źle powiedział o tym, to tamten źle odebrał słowa tego. Szopka noworoczna z TVP 1. Nie o tym jednak będzie mowa. Ostatnio w lokalnym światku koszykarskim wybuchła wojna na linii zarząd vs były sponsor i jedna z lokalnych gazet. Szkoda tylko, że cały konflikt, z absolutnie każdym szczegółem, został okazany opinii publicznej. Pytanie teraz, gdzie jest granica? Gdzie media powinny zakończyć zagłębianie się w problem? Gdzie kończy się poziom wystarczającej etyki dziennikarskiej?



Sprawa zaczęła się, gdy wszechmocny biznesmen Iksiński zdecydował się, ostatecznie na jeden dzień, zakończyć współpracę z klubem, co wielce ogłosił, po męsku, na facebook'u. Później było już tylko gorzej. Zarząd robił coraz większe farfocle, zwodnicy i sztab coraz bardziej narzekali, a ostatecznie, po sezonie odeszli. Nie mogło to obejść się bez echa w jednej z gazet. Cóż, w końcu należała się ostra krytyka. Każdy przyjął ją dobrze. Jeśli klubowy zarząd miał coś do tego tekstu, to swoje pretensje przekazywał drogą bezpośrednią, nie wykorzystując do tego opinii publicznej, tak jak się powinno załatwiać takie sprawy. Cóż to jednak znaczy dla niezrównoważonej mocy dziennikarskiej. Poprzez wywiad z równie walecznie nastawionym ex-sponsorem opinii publicznej zostały przekazane wszystkie możliwe informacje, również te z życia prywatnego strony atakowanej. Cóż, czy to nie jest już zbyt dalekie posunięcie? Nie dość, że na jaw wyszły sprawy, które nigdy nie powinny, to dopełnieniem tego musiała być obrona klubu, w której światło dzienne musiały ujrzeć dokumenty, które z reguły są bardzo ściśle chronione. Wówczas, na ostatni mecz ligowy, zarząd zdecydował się nie wpuszczać atakującego wydawnictwa, co zostało przyjęte z ogólną dezaprobatą zarówno dziennikarzy tego tytułu, jak i ludzi, którzy uznali prezesów za persona non grata. 

Czy to wciąż krytyka, czy już łamanie etyki dziennikarskiej? Chcemy mediów wolnych i rzetelnych , czy tych dobijających się nawet do życia prywatnego osób publicznych? Przykro mi się patrzy na linię obrony gazety po zajściach na ostatnim meczu. Cóż, nie dziwię się zarządowi klubu. Sam posunął bym się do podobnych czynów. Nawet jakby należałaby mi się bardzo ostra krytyka. Nikt nie ma prawa odkrywać czynów prywatnych, które są najbardziej intymną częścią ludzkiej egzystencji. Takie wyciąganie brudów jest niemoralne. Nawet jakby te czyny były złe względem innych. Nie chcę bronić żadnej ze stron. Obie zawiniły. Przykro jednak patrzy mi się na takie działania dziennikarzy. Najpierw nieetyczny atak, a później wielki foch spowodowany ostrym traktowaniem ze strony atakowanych. Zalatuje pychą i brakiem racjonalizmu.