Przekazuje wam tylko informacje, mówię o sprawach przyjemnych etc. Czas jednak na coś innego. Każdy bowiem na pewno słyszał o sportowcach, którzy oddali życie, bądź stracili zdrowie podczas zawodów. Lee Richardson, Wouter Weylandt, to tylko przykłady. Nie o nich jednak będzie dzisiaj mowa, a o tych, którzy mimo wielkich przeciwności losu potrafili się podnieść i powrócić na szczyt. To oni powinni być dla każdego przykładem ambicji, chęci podbijania świata. Przykładem tego, że można, niezależnie od sytuacji jaką przygotuje nam los. Wszystko zależy od nas.
Na początek ten, którego nie mogło tutaj zabraknąć. Terminator, człowiek - robot. Niezniszczalny. Robert Kubica. Właśnie on. Kto inny lepiej pasowałby do tej roli. Człowiek, którego śmierć omija szerokim łukiem, mimo, że wielokrotnie już mogła złapać go w swoje sidła. Zaczęło się od makabrycznej kraksy w Kanadzie, kiedy to na torze Gilles'a Villeneuve'a bolid krakowianina rozpadł się w drobny mak, gdy ten uderzył w betonową bandę przy prędkości przekraczającej 200 km/h. Rok później... wygrał tam. Później nadszedł czas na lekkie szaleństwo w rajdach, które skończyło się makabrycznym wypadkiem we Włoszech, gdzie od śmierci dzielił go, mniej więcej, centymetr. Mimo wszystko, nie pozostawił swojej pasji. Powrócił z przytupem. W WRC2 robi ogromną furorę, a w mediach coraz częściej pojawiają się spekulacje na temat jego powrotu do F1. Niezwykłe.
Drugim z dzisiejszych bohaterów jest niewielki Brytyjczyk z australijskimi korzeniami, wychowany w Scunthorpe. Niedawno został on mistrzem świata na żużlu. Tai Woffinden, jeszcze 2 lata temu zastanawiał się, czy nie zakończyć sportowej kariery. Dlaczego? Nie mógł pogodzić się ze śmiercią ojca. Jego przyjaciele relacjonowali, iż był on na tyle przybity, że nie potrafił sam zjeść zupy. Trochę to trwało, jednak z każdym dniem był mocniejszy. Co jakiś czas na jego ciele pojawiała się nowa dziara. Teraz są one symbolem jego mocy. Mocy, którą wykorzystał, aby dostać się na sam szczyt. W tym roku mu się to udało. Został mistrzem świata.
Na koniec postać - symbol. Ten, który wygrywał nie tylko z przeciwnikami, ale i z chorobą. Eric Abidal jest najlepszym przykładem jak radzić sobie z tak ciężkim rywalem, jakim jest nowotwór. Nie ważne dla niego było, że jego życie jest zagrożone. Wiedział, że wygra i wygrał. Zwyciężył w najważniejszej bitwie. W międzyczasie, kiedy tylko pojawiał się na boisku, grał jak nigdy. Robił wszystko co tylko mu się spodobało. Nikt nie mógł wyjść z zachwytu. Ja nadal z niego nie wyszedłem, mimo, że po przejściu do AS Monaco rak ustąpił. Kto jednak najbardziej docenił Abidala? Kapitan Barcy, Carles Puyol. Wówczas, gdy jego francuski kolega borykał się z problemami, a jednocześnie grał razem z nim, ten pozwalał mu czynić największe kapitańskie honory, takie jak unoszenie w górę pucharu mistrzów Europy czy mistrzów Hiszpanii.
Ericu, jesteś żywą legendą i obrazem dla innych chorych, takich jak Ty.
To tylko kilka przykładów wielkich powrotów. Z pewnością było ich o wiele więcej. Liczba nie ma jednak większego znaczenia. Najważniejsze, żeby się nie poddać, walczyć i dążyć do wyznaczonego sobie celu. Los Cię nie pokona, dopóki mu na to nie pozwolisz. Z tą myślą połóż się do swojego łóżka i zaśnij w spokoju myśląc o wielkich planach na kolejny, piękny dzień.