Przyszedł czas na temat tabu. Od dłuższego czasu da się usłyszeć, że wszystkie zawodniczki pragną równouprawnienia z panami. Brzmi jak tanie hasło polityczne, ale tak właśnie jest. Jednakowej wysokości nagrody, taka sama długość pojedynków, ba, nawet wspólna rywalizacja. Cóż, moim skromnym zdaniem, w szczególności ostatni postulat jest lekko pozbawiony zdrowego rozsądku. Dlaczego? Jest kilka przykładów na to, że jest dobrze tak, jak jest.
O startach z mężczyznami, nie tak dawno otwarcie mówiła Lindsey Vonn. Niestety, szybko została sprowadzona na ziemię. Jedna z najlepszych alpejek na świecie, wygrywając konkurs z gigantyczną przewagą i tak okazała się gorsza od ostatniego w stawce mężczyzny. Przypadek? Wcale nie. Jak wiadomo, narty alpejskie, bobsleje i kilka innych dyscyplin to sporty grawitacyjne, wymagające również znaczącej siły. Nie odkryję ameryki mówiąc, że część męska wśród zjazdowców jest cięższa i również dzięki temu silniejsza. Powoduje to, że pokonanie trasy, z reguły dłuższej, wymaga od nich większego wysiłku, również spowodowanego większą prędkością.
Jakiś czas temu, bodaj kilka lat, siostry Williams stwierdziły, że wyzwą na pojedynek któregokolwiek zawodnika z ogólnoświatowej listy ATP, z tymże jegomość musi sam się do niej zgłosić. Dokonał tego tylko jeden zawodnik, Karsten Braasch. Ku zdziwieniu fantastycznych sióstr, zdołał je pokonać. Venus poległa w stosunku 6:2, a Serena 6:1. Mecze te pokazały, że męski tenis jest znacznie szybszy. Z resztą, widać to w porównaniu choćby Agnieszki Radwańskiej i Jerzego Janowicza. Ciężko mi sobie wyobrazić odbiór serwisu, czy obrona forehandu Jerzyka przez Isię.
Do tego, nie tak dawno, wyrównano nagrody za poszczególne rundy i zwycięstwa w wielkich szlemach dla obu płci. Decyzję tą poprzedził sezon, w którym każda z gwiazd kobiecego tenisa rozegrała podobną ilość spotkań w sezonie. To co działo się na turnieju Masters było szpitalem na korcie. Płacząca Woźniacki, padająca na glebę Azarenka. Niestety, mimo to jest już pomysł, aby Panie grały w wielkim szlemie również do 3 wygranych setów. Nie chcę widzieć końca ciężkiej 5-setówki.
W każdej dyscyplinie, wśród pań szczególnie, wyłania się co jakiś czas dominatorka, która bardzo chce zestawić swoje siły z męską częścią jej sportu. Wyjątkiem jest Sarah Hendrickson, mówiąca bardzo jasno, że drużynowe mixy jej wystarczą. Tego też się trzymajmy, jednak z jednym zastrzeżeniem. Stwórzmy dla nich oddzielną klasyfikację i nie łączmy ich z tabelami męskimi i żeńskimi. Wówczas staje się to lekko nieczytelne.
Drogie Panie, nie chodzi o to, abyście nie uprawiały sportu. Po prostu walczycie na warunkach takich, na jakie pozwala wam natura. Jeden krok za daleko (patrz tenis) i może się to skończyć bardzo boleśnie. Miejcie to zawsze na uwadze.