Nareszcie! Kolarski
kwiecień zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim najpiękniejsze klasyki,
które swoim niezwykłym klimatem biją na głowę nawet wielkie toury. Za co tak
kochamy wyścigi jednodniowe i czego możemy się po nich spodziewać?
Przede wszystkim należy
pamiętać, że kolarskie monumenty rządzą się swoimi prawami. W odróżnieniu od
pojedynczych odcinków etapówek, czy płaskich jednodniówek, wielkie ściganie
trwa często około 3 godziny. Co więcej, już na 100 kilometrów przed metą mogą mieć
miejsce wydarzenia, które w bardzo znaczącym stopniu wpłyną na końcowe wyniki i
nie chodzi tu o upadki czy defekty. Pierwsze bergi, poważne bruki, sztywne
„cotes”, to wszystko wprowadza ogromnie dużo nerwowości w peletonie, mimo iż do
mety jeszcze bardzo daleko. W związku z powyższym, szary kibic, który
rywalizacje zawodników ogląda w telewizji, nie może przegapić nawet kilku
pierwszych minut relacji.
Co buduje tak niezwykłą
atmosferę? Przede wszystkim prestiż. Wszystkie największe gwiazdy mają w swoich
kartotekach zarówno triumfy, jak i porażki na trasach klasyków. To właśnie
piekło północy, flandryjska piękność, czy staruszka pokonywały największych
mocarzy. Nie ma w peletonie zawodnika, który nie obawiałby się majestatycznego
gniewu królowych. Każdy zdaje sobie sprawę, że jeden błąd może przekreślić
szansę na odniesienie wielkiego sukcesu. Stąd też tak wielka nerwowość i
niezwykłe emocje.
Wiosenne klasyki różnią
się także samą rozgrywką taktyczną. Zdecydowanie trudniej jest kontrolować
wyścig przez cały czas jego trwania. W biegiem kilometrów, każdy zespół się
wykrusza, a akcje zaczepne inicjują Ci, którzy mają wystarczające umiejętności,
by dojechać do mety przed głównymi faworytami. Idealnym tego przykładem jest
Paryż – Roubaix z 2011 roku, kiedy Johan Van Summeren ograł wszystkich rywali,
atakując bardzo wcześnie. W skrócie, najwięksi mocarze zawsze muszą liczyć
przede wszystkim na siebie.
Czego możemy oczekiwać
po tegorocznych bataliach w północnej Europie? Przede wszystkim ogromnych
emocji. Niezwykle ciekawie zapowiadają się pojedynki na kocich łbach. Ze
względu na brak Fabiana Cancellary i Toma Boonena, mamy do czynienia ze
swoistym bezkrólewiem. Kto może powalczyć? Honoru Treka bronić będzie dwukrotny
triumfator Ronde van Vlaanderen, Stjin Devolder. Do grona faworytów zaliczyć
można bardzo długą listę zawodników. Przede wszystkim, oczy kibiców i rywali
zwrócone będą na Grega Van Avermaeta, Zdenka Stybara, Nikiego Terpstrę,
Alexandra Kristoffa, Sepa Vanmarcke, Iana Stannarda i Petera Sagana. Jednak nie
od dziś wiadomo, że równie bacznie spoglądać należy na drugi szereg, w którym
wymienić można by było co najmniej 20 kolejnych zawodników. Wśród nich, wielu
specjalistów zwraca uwagę na dwójkę młodych wilków, Yvesa Lampaerta oraz Tiesj
Benoota. Szczególnie ten drugi, w ostatnim czasie, zaskakuje doskonałą formą.
Kto wie, może już niebawem zrodzi się nowa gwiazda bruków?
Nieco inaczej sytuacja
wyglądać będzie w Ardenach. Na sztywnych pagórkach najprawdopodobniej zobaczymy
wszystkie gwiazdy z Michałem Kwiatkowskim na czele. Lista głównych faworytów
będzie prawie identyczna do tej z roku ubiegłego. Wspomniany już Kwiato,
Alejandro Valverde, Robert Gesink, Joaquin Rodriguez, Philippe Gilbert, Rui
Costa, Daniel Martin, Julian Arredondo i wszyscy specjaliści od szybkiej jazdy
pod górę, z Nibalim i Froomem na czele. Wciąż niepewny jest start Simona
Gerransa, który dopiero podczas Vuelta al Pais Vasco wróci do ścigania po
dwóch, nieprzyjemnych kontuzjach. Czarny koń? Tim Wellens. Kolejny młody Belg
reprezentujący barwy Lotto Soudal, przez ostatni rok poczynił niewyobrażalny
postęp. Nie da się ukryć, że jest on jedną z nadziei Belgów na doskonałe wyniki
w drugiej połowie kwietnia.
Co pozostało nam,
kibicom? Zarezerwować sobie wolne kolejne 4 weekendy, zaopatrzyć się w
niewyobrażalne ilości chipsów i popcornu i delektować się fantastyczną,
kolarską ucztą. Dopingujmy z całych sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz