niedziela, 26 października 2014

Polityka, głupcze!

Nie od dziś wiadomo, że klub sportowy jest idealną instytucją do wybicia się również na scenie politycznej. Myślę, że kibice z każdego żużlowego miasta w Polsce wiedzą na czym to polega. Ja, kibic z Piły, mam „przyjemność” przyglądać się takim sytuacjom stosunkowo często.

fot. wiadomosci24.pl

Pierwsze kampanie wyborcze oparte na dobrym imieniu Polonii to czasy prezesury Wiesława Wilczyńskiego, obecnie persona non grata na stadionie przy Bydgoskiej. Nie można jednak powiedzieć, że późniejszy pracownik ministerstwa sportu nie wykonał swojego niecnego planu. Ba, zabawa w głowę klubu znad Gwdy dodało mu popularności. Szkoda tylko, że jego poczynania wprowadziły TS Polonię w stan agonalny. Wirtualne kontrakty, masa długów, spadek, upadek klubu. Nikogo jednak nie obchodziło, że mistrz Polski z 1999 roku przestaje istnieć.

fot. sportowydzienniknowy.pl

Po wielu latach absolutnego spokoju, na scenę wtargnął kolejny z niezwykłych aktorów. Sezon 2011 stał pod znakiem pasztetu i kiełbasy. Przynajmniej tak mówili o KS Stokłosa Polonii kibice przyjezdni. Senator Stokłosa podszedł jednak do sprawy nieco inaczej. Nie owijając w bawełnę powiedział otwarcie – jeśli na mnie zagłosujecie w wyborach uzupełniających do senatu, stworzę wam najlepszy zespół jaki tylko będziecie mogli sobie wyobrazić. Tak też się stało. Tłumy ludzi z szalikami czekały w kolejkach przed punktami wyborczymi, jak w latach ’80 za wyrobami podobnymi do tych produkowanych przez H.S. i jego Farmutil. W zamian, cała żużlowa Piła otrzymała kilka kosmicznych kontraktów. Bracia Pawliccy, Danił Ivanov, dosprzętowieni Jason Doyle i Max Dilger – to tylko część. Co więcej, nowym prezesem klubu został człowiek sponsora, Cezary Łysanowicz. Wydawało się, ze wszystko ma się ku dobremu. Mówiąc wprost, uwierzyliśmy, że gród Staszica znów zaistnieje w światku speedwaya. Nic bardziej mylnego. Całe to przedsięwzięcie H.S. okazało się być tylko i wyłącznie bardzo skutecznej kampanii wyborczej, a kibice stali się tylko posłusznymi pieskami, które wykonywały polecenia swojego pana. Z wielkiego awansu wyszedł jeden wielki klops, a niewiele brakowało, by w Pile znów nie było słychać ryku motocykli.

fot. Sebastian Daukszewicz

Sezon 2014 zainaugurowała huczna prezentacja drużyny. Już wtedy było wiadome, że Victorię wspierać będzie mecenas sportu okręgu pilskiego, który 3 lata wcześniej również z uśmiechem na ustach dorzucił do klubowej kasy sporo zielonych. Jedno z jego pierwszych zdań brzmiało: „Oto Pani XY, która w tym roku startuje w wyborach samorządowych. Jeśli będą potrzebne pieniądze, wiecie do kogo się zwrócić”. Słowa te wywołały jednocześnie radość i zaniepokojenie. Od początku fazy play-off polityka, po raz kolejny, postanowiła w butach wejść do klubu żużlowego w Pile. Tym razem jednak zrobiła to dużo bezczelniej, gdyż oprócz H.S. starającego się o fotel starosty powiatowego, o stołki walczą prezes Tomasz Soter oraz menadżer drużyny Tomasz Żentkowski. Coraz głośniej mówi się też o tym, że sukces Porozumienia Samorządowego (ugrupowanie senatora Stokłosy) jest równoznaczny z sukcesem klubu w okresie transferowym. Dodatkowo, wydaje się, że zarząd Victorii stał się jedną wielką marionetką, której sznurki pociągane są przez lidera branży wędliniarskiej. Chciałbym się mylić, jednak po raz kolejny wygląda to jak wspinanie się jeszcze wyżej po plecach ludzi od siebie uzależnionych. Zaryzykuje stwierdzenie, że jest to swoisty szantaż tych, którym zależy na pilskim żużlu. Szkoda tylko, że wszyscy zapominają, że najważniejszy jest sport. Może jednak sławetne maksymy Pierre’a de Coubertin nie mają już oparcia w rzeczywistości, a rywalizacja jest tylko dodatkiem do gry politycznej?

fot. Sebastian Daukszewicz