niedziela, 12 października 2014

Jedna jaskółka wiosny nie czyni

Euforia, szaleństwo, opętanie, dzikie rozboje... Nie wiem jak określić radość ludzi po wczorajszej wygranej z Niemcami. Co prawda sam przyznać muszę, iż jest to radość uzasadniona, jednak nie można popadać w huraoptymizm. Historyczny wynik, historyczny mecz, prawda, jednak obraz całego spotkania wciąż dawał wiele do myślenia.


Od początku chłopaki Nawałki postawili na obronę. Przez pierwsze 20 minut wyglądali jak wierna kopia Grecji, która znana jest z najbardziej defensywnego stylu gry. Warto jednak przyjrzeć się obronie jeszcze raz. Bez wątpienia, bez dwójki Glik - Szczęsny dostalibyśmy srogie lanie. Zarówno kapitan Torino, jak i bramkarz Arsenalu, zanotowali znakomite spotkanie. Ba, kto wie, może jedno z najlepszych w karierze. Co jednak będzie, kiedy zdarzy im się gorszy moment? Pojawi się już spory problem.


Wiele osób udowadniało mi, jak to znakomicie wyprowadziliśmy kilka kontr, czy przerwaliśmy kilka groźnych akcji rywala. Jeśli chodzi o to pierwsze - proszę spojrzeć na myśl, jaka przewodziła każdej z nich. 95% piłek, przy wejściu na połowę rywala, kierowane było do Lewandowskiego, który za każdym razem przyjmował piłkę z rywalem na plecach, przez co, w pewien sposób, spowalniał akcję. W dużej mierze również przez to wiele naszych akcji zaczepnych wyglądało nieco nieporadnie. Co do drugiego - zgodzę się, ale jest to chyba normalne, jeśli przeciwnik ma 68% posiadania piłki, czyż nie? 

Jest jednak pewna sprawa, która bardzo mnie cieszy. Pierwszy raz od wielu lat zobaczyłem kadrę, która najzwyczajniej w świecie zachrzania na boisku. Nie było płaczu, gry na pół gwizdka. Oby tak dalej. Już we wtorek Szkocja. Proponuje przygotować sobie zapasowe piszczele.