niedziela, 15 lutego 2015

Dlaczego nie jara mnie Vikersund

Cóż za piękny weekend! Dwa loty ponad 250 metrów, pobite kilka rekordów życiowych... Tak poważnie, o dupę potłuc takie konkursy. Od samego początku byłem przeciwnikiem stworzenia mamuta-potwora w Norwegii. Dzisiaj mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że miałem rację.


Nie da się ukryć, że profil skoczni jest najbardziej niedorobionym w całym kalendarzu. Po pierwsze, co to za loty, skoro Ci nieco słabsi klepią bulę? Co to za loty, podczas których 30 zawodnik ląduje kolejno na 125 i 116 metrze? Co to za loty, kiedy zawodnik ciągnie się pół metra nad zeskokiem? Nie to jest jednak najważniejsze. Co to za loty, gdzie przelot nad bulą jest równoznaczny z lądowaniem na co najmniej 200 metrze? Pamiętać należy, że 200 metrów daje już z reguły miejsce w top 10. Jakoś średnio mi się to podoba. 
Cieszy mnie niezmiernie, że mogłem oglądać i wciąż doskonale pamiętam niesamowity weekend w Planicy w 2005 roku, kiedy to kilkukrotnie padał rekord świata, a prawie 50 zawodników poprawiło rekordy życiowe. Żeby wejść do 30 trzeba było sypnąć w granicach 195 metrów (k-185, hs-215), a Adam Małysz, lądując dwa razy w okolicach HS skończył zawody w połowie drugiej dziesiątki. Zawodnicy latali wówczas 10 metrów nad zeskokiem, notując skok adrenaliny przekraczający normę aż czterokrotnie (pisał o tym Sven Hannawald). 


Poniżej podaje linki do całego weekendu w Planicy z roku 2005.

Playlista:https://www.youtube.com/watch?v=IBMD84sjNxs&index=1&list=PL0133858605299EAC

Miłego oglądania!