niedziela, 22 lutego 2015

Sam nie wiem, czemu to robię

Połowa lipca, godzina 6:30. Szybka pobudka, ogarnięcie się i heja w trasę. Na dziś zaplanowałem porządne górki, po których jazdę uwielbiam. Po kilku godzinach wracam do domu, uciekając przed upałem, którego nie znoszę. Około 12 jestem już ogarnięty do dalszego życia, mając cały dzień przed sobą. Spotykam się ze znajomymi, którzy pytają mnie, "po co to robisz? Przecież mistrzem nie będziesz, hajsu nie zrobisz, a przecież masz wolne. Weź się wyśpij!". Szczerze? Sam nie wiem czemu to robię.


Podobnie jest teraz. Na zewnątrz wciąż chłód, łatwo zmarznąć. Woda w bidonie robi się zimniejsza niż serce Twojej dziewczyny. Ja, ubrany na cebulkę, zabieram starego Treka i lecę za miasto, tak zwyczajnie sobie pojeździć. Wiara puka się w głowę i w sumie jej się nie dziwie. W końcu po co w takie zimno narażać się na choroby, wychłodzenie, brud itp. Najlepsze jest to, że nie ma na to pytanie absolutnie żadnej odpowiedzi.


Czasem przed snem zastanawiam się, co mi odbija, żeby setki razy w roku robić coś, co wydaje się być kompletnie bezsensowne. Jeśli chce się przewietrzyć, mógłbym wyjść na spacer. Jeśli chce się zmęczyć, wystarczy ustawić się z kimś na halę i pokopać szmaciankę. Jeśli po prostu lubisz, jak Ci zimno, wyjdź na balkon i posiedź na nim z 15 minut. Efekt będzie podobny. Nie lubisz spać? Wstawaj wcześnie i idź po świeże bułki, zawsze jakiś profit. 

We wszystkim jednak doszukiwać się trzeba logiki i trzeźwego myślenia. Wszystko musi mieć swoją genezę i skutek. Wydaje mi się jednak, że każdy ma coś, co kreuje jego osobowość i byt. Dla mnie śmiganie po szosach na całym świecie jest czymś magicznym. Czymś, czego opisać się w żaden sposób nie da. Po prostu to robisz i tyle. Chyba na tym polega pasja, czyż nie?