środa, 16 kwietnia 2014

Za co kocham speedway

Czasem sam się nad tym zastanawiam. Wielu też zadaje mi tego typu pytania, a ja nie jestem w stanie momentalnie odpowiedzieć. Wszystko siedzi gdzieś głęboko, tam, gdzie mieści się całe prawdziwe życie człowieka. Nie bez powodu Freud i Jung badali ludzką psychikę. Z resztą, sam niejednokrotnie spotkałem się z tym, że behawioryzm absolutnie nie oddaje tego, co każdy człowiek skrywa. Nie o tym jednak chcę dzisiaj pisać. Żużel. Dla mnie, to coś więcej niż sport.


Nie jest to dyscyplina olimpijska, choć już w 2017 roku zagości na World Games we Wrocławiu. Nie jest także przesadnie popularna na całym świecie. No dobra, Polska jest najbardziej nią zajarana. Nie zmienia to faktu, że jest przepiękna. Unoszący się nad stadionem zapach, warkot motocykli, nawierzchnia w nosie, wszystko to tworzy coś nieprawdopodobnego. Coś, co w telewizji odczuwa się miliard razy gorzej. To nie tylko moje zdanie. Niejednokrotnie słyszałem podobne opinię od osób, które po raz pierwszy zabrałem ze sobą na mecz.


Wchodzisz na stadion, widzisz kilka tysięcy innych głów... prawie pełne trybuny na meczu najniższej klasy rozgrywkowej. Wszędzie unosi się zapach giętej i lekko nadpalonego sprzęgła. Przemierzasz całą koronę estadio. W końcu siadasz tam gdzie zawsze. Masz świetny widok na tor. Czekasz na mecz. Emocje rosną, w parkingu grzeją sprzęt. Trener nerwowo chodzi po murawie, toromistrz dokonuje ostatnich poprawek nawierzchni. Stało się, poszli. Emocje nie dają Ci oddychać przez kolejne 1,5 godziny. W końcu wszystko się kończy, a Ty wiesz, że spędziłeś ostatnie 90 minut najlepiej jak mogłeś.


W międzyczasie zobaczyłeś walkę na łokcie w pierwszym łuku, mijanki na trasie, gryzienie toru przez każdego zawodnika, dla którego, od jego własnych kości ważniejsza jest punktowa zdobycz. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Niektórzy potrafią wyprzedzać nawet tam, gdzie Ty nie zmieściłbyś się rowerem. Wszystko to złączone w jedno tworzy niesamowite widowisko, przy którym kopanie szmacianki to zabawa dla przedszkolaków. Wszystko na granicy szaleńczego ryzyka. W końcu motocykle żużlowe nie posiadają hamulców...


Niestety, również w żużel wpisane są wypadki, które kończą się różnie. Zdecydowana większość kończy się w najgorszym wypadku lekkimi złamaniami, jednak zdarzają się też i gorsze. Na szczęście jest ich tyle, ile w f1, czy nawet kolarstwie. W tym jednak zawarta jest najważniejsza tajemnica. Kocham żużel za to, że tych kilkuset szaleńców jest świadome tego, że igra z kalectwem, a i tak to robi. Robi to dla piękna tego sportu.