Dobra, dobra, wszyscy już wiedzą, że sezon się zaczął, że zaczęły się flandryjskie klasyki etc. Czasem aż chcę się uciec od tych wszystkich artykułów i wywiadów, aby zwyczajnie poczuć kolarską siłę. Raz się wyjdzie chwile pokręcić, a raz spojrzy z humorem na to, co dzieje się na trasie. Ot co, tak też zrobiłem w sobotę. Zapraszam na małą relację z Omloop Het Nieuwsblad!
Zaczęło się... średnio. 14:15, początek relacji i... brak sygnału! Fantastyczny widoczek na początek
Jednak po kilku minutach wszystko było już w porządku. Wyścig przywitał mnie leżakowaniem kilku maruderów.
Chyba trochę za ślisko. Co tam, przecież znowu się nie wypierniczą... do następnego zakrętu.
W międzyczasie komuś zrobiło się ciepło. Co tam deszcz przy +5 stopniach celsjusza. Johan Le Bon, człowiek z Mordoru.
Dobra, żarty się skończyły. Przyszedł czas na porządne ściganie.
Albo nie, trochę poleżakujemy.
Innego zdania byli Terpstra i Vanmarcke, którzy postanowili się trochę wypsztykać, żeby potem z zarzyganymi twarzami gonić prowadzącą dwójkę. He he, mistrzowie taktyki.
Swoją drogą chyba ładnie pocięli wynagrodzenia w BMC. Van Avermaeta stać było na tylko jedną rękawiczkę.
No i niestety zmarzły mu paluszki. Niestety dla niego. Dzięki temu Stannard mógł go sobie spokojnie objechać.
I tak oto kolos Stannard wygrał Omloop Het Nieuwsblad!