Dobra, dobra, może i przerwa się mała zrobiła, ale wszystko to ze względu na zbieranie cennych informacji do następnego odcinka. Mianowicie, o co chodzi? Wiadomo, przyszedł weekend, a z weekendem kolejne imprezy. Jeśli kolejne imprezy, to i setki prosów, którzy od lat śmigają w tym, w czym są najlepsi. Jak wiadomo, świat sportu należy do młodych, ale czy jest to regułą, której nie da się przeskoczyć?
Nic z tych rzeczy. W każdej z dyscyplin jest wciąż startująca legenda. Nie ważne czy to jeden z wielkich mistrzów, jak Ole Einar Bjoerndalen, czy jeden z symboli sportu. Spójrzmy na takiego Noriakiego Kasai. Od zawsze w czyimś cieniu. Najpierw Funaki i Harada, potem Ito, teraz Takeuchi. Mimo to, jest wielką legendą. Szanowany przez każdego, niesamowity zajawkowicz. Ponad 40 na karku, a on dalej robi swoje. Za jego starty nie płaci federacja, on robi to sam, a że jest na tyle dobry żeby łapać się do kadry i dalej skakać na wysokim poziomie to już tylko i wyłącznie jego zasługa.
Podobnie sprawa ma się z Jensem Voigtem. Niby nigdy wielkich sukcesów nie odnosił, ale jest prawdziwą legendą. Nie chodzi tu tylko o jego ofensywny styl, ale i to, jak bardzo nakręca własną zajawką innych. Wszędzie lubiany przez swój sposób bycia i osobowość. Wielki człowiek, który robi to, co kocha. Po prostu dla siebie, dla satysfakcji i radości z życia. Nie bez powodu nie ma wśród zawodników żadnego wroga.
Jaki jednak z tego morał? Nie ważne jak daleko zajdziesz. Ważne, żeby robić to z uśmiechem na ustach. Bez spiny, na czystej zajawce. Właśnie w tym tkwi tajemnica sportowej długowieczności. Dawaj przykład, bądź mentorem, pokazuj co to znaczy robić coś z pasją. Na tym to wszystko polega.