niedziela, 11 maja 2014

Polaczkowatość

Wróciłem! Temat dusił się we mnie od dłuższego czasu, jednak przez matury nie mogłem go przerzucić bloga.

Jakiś czas temu zacząłem przyglądać się mentalności polskich kibiców. Dość szybko, zaczytując się w forach, opiniach etc zmuszony byłem do zmasakrowania własnego pyszczydła serią konkretnych facepalmów. Żużlowy sezon 2012: GP jest najlepsze na świecie! Fantastyczny turniej! Sezon 2013: Kij w czoko BSI! Tylko SEC! W końcu polskie znaczy lepsze! Chorągiewki... To tylko jeden przykład, a jest ich znacznie więcej.


Dużo ciekawiej obserwowało się reakcje "kibiców" po świetnym występie Kwiatka na Liege - Bastogne - Liege. Kij z tym, że skończył w top 3 najstarszy wyścig świata. W całych internetach latały komentarze typu: "gdyby nie Martin, to by wygrał", "znowu trzeci", "niech coś w końcu wygra"... Kurwa, kretynizm do potęgi. 


Podobnie sprawa ma się w przypadku choć ciut gorszych wyników największych mistrzów. Wpadka Stocha - skończył się, co za wstyd, do domu niech wraca; wpadka Kowalczyk - trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny, co za cieniak, tragedia. Szkoda słuchać. 

Domniemam, że absolutnie żaden z klasycznych januszy nie miał nigdy styczności z wyczynowym sportem, od bierek zaczynając. Dodatkowo, żaden z nich nie potrafi się choć trochę cieszyć z tego, co tak naprawdę zdobywają nasi pupile. Jeśli nie wygrywasz, jesteś nikim. Co więcej, rywale to łajzy, których nie można szanować, a co więcej, lubić. Nie może im także nic się udawać, bo im zawsze wszystko wychodzi lżej niż nam. Przykładowo Thomas Diethart. Wystrzelił z formą i wygrał TCS. Od tamtej pory jest nielubiany w całej Polsce. Chciałbym tylko zaznaczyć, że pracował on równie mocno jak nasza kadra i właśnie tym doszedł na szczyt. Każdy pracuje na swój sukces i po prostu chce wygrać. Mimo wszystko, w Polsce nikt na szacunek nie zasługuje...