sobota, 22 listopada 2014

Innowacja, czy feudalizm?

Choć na studiach jestem od niedawna, pewne podejście do życia rożnych osób w jakimś stopniu się na mnie odbiły. Zauważyłem jednak u każdego "karierowicza" jedną, bardzo ważną sprawę. Mimo "wielkich" zapowiedzi, wybujałych celów etc. żaden z nich nie zrobi czegoś korzystając tylko i wyłącznie ze swojej pomysłowości. 


Praktycznie codziennie słyszę glosy o tym, w jakiej to wielkiej firmie ktoś chciałby pracować. Praktycznie codziennie słyszę o tym, jak to wspaniale jest pracować w zespole, z którym możemy wspinać się po drabinie stanowisk i pensji. Dla niektórych może i jest to pewien cel w życiu, jednak czy nadal to wszystko jest "ich"? Jeśli już uda się im dostać pracę w ukochanej korpo, przez lata szczycą się oni jakiej to ona nie ma wspaniałej historii, oraz jak wielcy ludzie pracowali w niej przed nimi. Szczycą się też im jakim fantastycznym człowiekiem jest ich szef, jak wiele mu zawdzięczają, etc. Mi to przypomina opis klasycznego, średniowiecznego feudalizmu, gdzie wasal wychwala swojego cudownego pana. Sorry korpoludki, taka prawda.


Kilka lat temu dane mi było obejrzeć film, w którym za narratora robił pewien japoński elektryk. Opowiadał on o karoshi, o tym dlaczego został elektrykiem mogąc z powodzeniem pracować w dużej firmie itp. Pod koniec materiału przyznał, że wolał wybrać drogę spokoju i samodzielnego decydowania o swoim życiu. Bez wątpienia ten człowiek swoje życie wygrał. Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie zrozumiał, że w życiu nie liczy się lizanie innych zadów tylko po to, aby następnego miesiąca wyciągnąć 200 ziko więcej, wydając je później na nowe buty do garniaka, bo dyrektor tak kazał. Zrozumiał on, że swoje kilka lat na ziemi należy przeżyć tak, żeby umierać ze świadomością, iż zawsze było się wobec siebie w porządku. Zrozumiał, że życie należy po prostu przeżyć, a nie przerobić. Z takim przesłaniem was zostawię ;).