Przyszła właśnie ta niedziela, która miała być najważniejszą niedzielą dla polskiego kolarstwa w tej części sezonu. Ba, dla kadry narodowej, to właśnie był start docelowy. W końcu jedyny, w którym jedziemy jako kadra. Mistrzostwa Świata w Ponferradzie, od dzisiaj, najważniejsze mistrzostwa dla każdego, kto choć trochę jest związany z kolarstwem. Nasz Kwiato ogolił sobie czempionat jakby nigdy nic, zdobywając tęczową koszulkę. Równie ważną jak ta żółta z Tour de France, czy różowa z Giro d'Italia.
Od kiedy tylko zacząłem interesować się kolarstwem, powtarzano mi, że już nigdy nie będziemy mieć tak znakomitych zawodników jak Szurkowski, Szozda, Halupczok mieć już nie będziemy. Ich wiele sukcesów w amatorskim peletonie nigdy nie podlegało wątpliwości, jednak teraz mamy kogoś, kto w wieku 24 lat jest już bardziej utytułowany od nich. Michał Kwiatkowski, jako pierwszy Polak w historii zdobył mistrzostwo świata zawodowców. Zrobił to, co nie udało się nigdy takim tuzom jak Cancellara, Valverde, Contador, Rebelin, Garzelli, etc.
Wielkie zwycięstwo Michała to jedno, jednak jest też druga sprawa, która cieszy mnie równie mocno. Dzisiejszy wyścig w 100% należał do Polaków. Od początku, nasi chłopcy kontrolowali poczynania innych. Cały czas działali tak, aby wszystko poszło po ich myśli. Warto tutaj przytoczyć słowa Michała Podlaskiego: "Umierałem na tej trasie, ale wiedziałem, że mam po co. Jestem częścią najlepszej polskiej reprezentacji w historii". Trudno się z nim nie zgodzić. Obecnie, mamy jedną z najmocniejszych drużyn na świecie. Polacy zaczynają coraz śmielej poczynać sobie w najważniejszych wyścigach, czego przykładem jest dzisiejszy sukces. Oby tylko zostało to odpowiednio wykorzystane, podobnie jak skoki Adasia.
Teraz pozostaje jednak tylko się cieszyć i oglądać powtórki. W końcu na jednym Kwiatku, przez cały rok, wymalowana będzie przepiękna tęcza.