Był to chłodny, wrześniowy wieczór. Kompletnie nie wiedząc co mnie czeka, szedłem na spotkanie. Pierwszy raz to ktoś zaprosił mnie. Czuję, że życie nieśmiałego nastolatka może się zmienić.
Długo rozmawiamy. Pierwszy raz widzę, że ktoś spoza drużyny moich przyjaciół z zaciekawieniem słucha mojego gadania. Dzieje się coś dziwnego. Mam wrażenie, że moja rozmówczyni najchętniej czytałaby mi w myślach. Nagle przychodzi pocałunek. Boże, co to znaczy? Czy ktoś naprawdę jest mną zainteresowany?
Tak to się zaczęło. Pierwsza miłość. Zaślepiony własnym szczęściem nie zauważam, że jestem dobry... w wyciąganiu innych z bagna. Później? Byłem już niepotrzebny. Wszystko umarło dość szybko.
Od tamtej pory wiem, że nie jestem człowiekiem pasującym do tego społeczeństwa. W wielu przypadkach inaczej odbieram rzeczywistość. W szczególności nauczył mnie tego ostatni związek. Mając wrażenie, że stanęła przede mną osoba, która jest mną zainteresowana, postanowiłem spróbować. Nauczony poprzednimi doświadczeniami, zdecydowałem się nie wyrzucać z siebie wszystkiego. Do czasu wszystko było ok. Nadszedł jednak taki dzień, w którym usłyszałem kilka słów, które doszczętnie mnie dobiły. Nie byłem taki, jaki być powinienem. Nie robiłem tego, czego się ode mnie wymagało. Nie chciano mnie, a kogoś, kim mógłbym być. Mimo to postanowiłem być wierny (temu poświęcę oddzielny tekst). Jak się to skończyło? Znacie odpowiedź.
Los po raz kolejny dał mi srogą lekcję życia. Jak zawsze wycofany Gru znów musi się pogodzić z samotnością. Wydaje mi się, że na stałe. To, co czyni mnie mną, dla wielu jest problemem. Marzy mi się spotkanie kogoś, kto w pełni mnie zaakceptuje, lecz wiem, że to niemożliwe. Nie działam jak inni. Zamiast poklepywać po plecach, wolę poszukać rozwiązania. Zamiast obdarowywać pustymi darami, wolę oddać część siebie - pasje, marzenia, codzienność, nazwisko. Szkoda tylko, że nikt tego nie kupuje. Ludzi bowiem nie interesuje to jaki jesteś, a jak się wobec nich zachowujesz. Dużo lepiej wyjdziesz na zakładaniu masek niż byciu sobą. Nikt nie będzie chciał Cię poznać, jeśli szybko sam się nie odkryjesz. Równie szybko przestanie się liczyć to kim jesteś, a zacznie to, kim nie. Odkrywców już nie ma i pewnie nie będzie. Może i lepiej? Może wygramy tym, że nie oddamy się osobie, która nie akceptuje naszego kodeksu? Im w tłumie jest dobrze, a my? Mamy siebie samych. Co prawda, tak jak już wspomniałem, mi też marzy się spotkać kogoś, kto będzie potrafił mnie rozczytać. Mimo wszystko na to nie liczę. Zbyt dobrze poznałem ludzi. Chyba jestem stworzony do samotnego przechodzenia przez życie.